Odmiana
przeciez wiem ze nic nie zmienie
te same gruszki beda peczniec prozne
jesienia
lepkie od slonka nasiona slonecznika
odrodza sie
gdy deszcz ulozy mokre zwoje w chmurach
przekamrzaja sie ze mna pory rosna w
lata
kazda rozwazna a ja przeciez w tym
wszystkim niewazna jakby na uboczu
umykam promykom chociaz nie chce
snieg wywazony kra peka sloma sie sciele
na rzysku a strach udaje waznego
gdy wrona odslania mu oko
jednolicie zimny ksiezyc odmawia
pacierze
sciezka w ogrdzie porosnie bez rozbieli
luki nieba a fiolet zawsze posluszny na
krotko
mimowolnie patrze na obraz
przykuwa wzrok pozlota ramy niejednolita
w czerni zarys twarzy
zareczam ze to moje odbicie
tylko ta fotografia
szara dretwa z kliszy rozchyla pomroki
wiem. czerwony sweterek w jelonki
podkolanowki azurowe usmiech prosto w
oczy
taki bez przymusu jakby radosc sie rodzila
w sednie samego momentu
warkoczyk ze wstazka jeszcze czuje
uscisk
wytezam sluch ale nie slysze
milczenie
duchow dzwiek omija moje uszy
kiedys wykuje cisza znak na scianie
tuz obok szafy tylko szepne
pajakowi gdzie ma naniesc alfabet
sorry, nie mam polskich liter
Komentarze (1)
wytężam słuch ale nie słyszę
to milczenie
duchów dźwięk omija moje uszy....
wybrałem ten fragment...dlaczego...zapytasz...
to ciszy słuchasz ....zamknij oczy...
trafiły do mnie twoje slowa...pięknie ubrane w
metafory....pozdrawiam....