Ona umarła...
Ona umarła.
Lecz to nie był jej czas.Była taka
maleńka.Miala zaledwie trzy miesiące.
Wyglądała jak kruszynka mieszcząca się w
jednej dłoni.
Ona umarła.
Tak mlodo,niewinnie niczym biała lilia
niezmącona przekleństwem.
Niczym biały ptak wirujący w przestworzach
niedotknięty plamą brudnego pyłu.
Umarła,bo taki był jej los ułożony przez
człowieka,który czyniąc dobro dokonał
zła.
Dwoje ludzi nie zdążyło się nią
nacieszyc,kiedy pewnej nocy odchodziła
cicho,prawie bezszelestnie.
Tej nocy gwiazdy przyciemniły swój blask na
znak żałoby.Tylko rozbłyskujące na niebie
miliony kolorowych,spadających fajrewerek
przypominały,że kiedyś była
..istniała.Przypomniały jaka była śliczna w
swojej niezdarności,kiedy próbowala
rozjaśnic swoją gwiazdę miłości...
Kiedyś przytulając się chciała
powiedziec"KOCHAM CIĘ",lecz nie potrafiła
jeszcze powiedziec tego słowa.
Była noc..ciemna noc...
Wokół cisza i spokój.
Dwoje ludzi i ona.
I ta droga ..daleka,sięgająca szczytu,by
opaśc na ziemię martwa..
Nie powinna była wtedy odejśc ,tego
wlaśnie wieczoru..przeciez przed nią sunęło
się cale życie.Jej gwiazda rozświetlała
najmrokliwsze wieczory.
BYŁA..
Istniała..
Napawała miłością cały świat...
I te kroki...
Takie wolne ,coraz szybsze i szybsze..
I te serce,coraz mocniej łomocące..
I ta droga.Niekończący się odcinek z
jednego wzgórza do drugiego..
I te ręce.Takie zimne przy rozstaniu..
I te oczy.Takie pełne bólu,łez by
krzyknąc"NIE TO NIEPRAWDA! "
Lecz to prawda.....
Ona umarła.
I tylko zdjęcie przypomina,że była.
Umarła miłośc dwojga ludzi...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.