Opowieść
Dzień był dość nijaki. Zimno. Ciepło. Słonecznie. Chłodno. Wietrznie. Stałem na stacji jak to ma w zwyczaju większość ludzi czekających na pociąg do domu lub w oczekiwaniu aby móc odebrać kogoś bliskiego ze stacji . A teraz czas na zagadkę ? Domyślasz się czemu ja czekałem?Nie,nie,nie! Mylisz się ! Nie czekałem na tę jedną jedyną będącą moim westchnieniem i słodkim snem .I znów się nie udało. Byłem blisko , za bardzo chciałem . Zbyt mocno jej pragnąłem . Jej słodkich ust o smaku świeżych truskawek zerwanych prosto z pola. Ona po prostu...po prostu odpłynęła niczym marzanna , którą kilkuletnie dzieci wrzucają do wody na znak , że to już wiosna. Jako dorosły wiem , iż jest to głupie , naiwne i wywołuje masę sprzecznych głosów oraz oburzenia wśród głównie Greenpeacowc'ów . Też taki byłem . Wesoły. Szalony . Uśmiechnięty. Spontaniczny. Niczym nie skażony dorosłym życiem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.