Opowieść jakich wiele
Przyjeżdżałeś
Każdy weekend spędzaliśmy tylko razem
Zapewniałeś
Te na murach z wyznaniami bohomazy
Przysięgałeś
Tatuażem obietnice przyrzeczone
Całowałeś
Usta jeszcze były tak niedoświadczone
Przytulałeś
Gdy płakałam bo odjazdu przyszła pora
Pocieszałeś
Ocierając łzy tuliłeś po nieszporach
Rozpalałeś
Dreszcz ekstazy wywoływał każdy dotyk
Szanowałeś
Gdy subtelnie odmawiałam broniąc cnoty
Przekonałeś
W końcu zgodę na nasz ślub dali rodzice
Zamieszkałeś
Wtedy pierwsze zaczęły pękać granice
Ośmieszyłeś
Kokietując na imprezach nieznajome
Upodliłeś
O mych zdradach szerząc historie
zmyślone
Oszukałeś
Wskazując że to powodem jest rozstania
Ty Zdradzałeś
I to od zarania naszego poznania
Wyłudzałeś
Rozwód? Tylko gdy pieniądze miałbyś za to
Uciekałeś
Gdy prosiłam byś wyraził zgodę na to
Oddzwaniałeś
Bo gotówki już na koncie brakowało
Przepraszałeś
Tych pieniędzy Ci na długo nie starczało
Wybaczyłam
Tego dnia ze swym kolegą mnie poznałeś
Zmartwychwstałam
Mimowolnie miłość życia mi wskazałeś
Pokochałam
Nie zapomnę chwil upojnych tego lata
Uwierzyłam
Że to ten z którym choćby na koniec
świata!
Komentarze (6)
całe szczęście, że mimo wszystko pokochałaś...
zawsze uważam ze karma wraca...
pozdrawiam :)
Ludzkie losy często się komplikują.Dobrze jeśli wynika
z tego coś dobrego
czyli był Twoim lampionem na wietrze niepewności, ale
wskazał drogę i odfrunąl. Dobry wiersz. Pzdr
Smutna historia miłości ale dziś często tak się
kończy... Najważniejsze aby ostatecznie być
szczęśliwym :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie tego złego...Pozdrawiam
Los zgotował "zemstę doskonałą" mz :)
Pozdrawiam