Opowieść o młodym narkomanie
Niech ten wiersz będzie przestrogą dla tych co kiedyś chcieli spróbować!!! Nie marnujcie sobie życia!!!
Kiedyś widziałam chłopaka pod murem
Wdychał gęstą marihuany chmurę
Nawet kiedyś go poznałam
Próbował mnie namówić
Narkotyków nie brałam
Nie dałam się w to wciągnąć
Bo brać nie chciałam
Próbowałam mu pomóc
Lecz na nic moje starania
Był już uzależniony od brania
Brał wszystko co się dało
Lecz ciągle mu było mało
Mówiłam że mu zaszkodzi
A on na to co z tego
Mówiłam że uzależni się od tego
Namawiałam do odwyku
Lecz nie uzyskałam dobrego wyniku
Brał ile i kiedy chciał
Mówił że jazdy po tym miał
Dziś byłam na jego pogrzebie
Nad jego trumną płakałam
Pomóc mu chciałam
Dziś łzami zalana
Żałuje chwili gdy się poddałam
Stałam nad otwartą trumną
Oczy miał zapuchnięte
Mówili że się zabił
Że to było samobójstwo
Lecz nikt nie znał przyczyny
Ja wiem że było nią zażywanie kokainy
On miewał dziwne lęki
Nie zniósł już tej udręki
Odebrał sobie życie
Pewnego ranka o świcie
Świadomy swej niemocy
Nie chciał przyjąć pomocy
Złapał za długi sznurek
Jeszcze raz wciągną chmurę
I tego ranka
Na tym sznurku
Zawisnął na własnym podwórku
Dziś płaczę z niemocy
Bo nie potrafiłam udzielić mu pomocy
Tak bardzo uzależnił się
Że odrzucił świat realny
Odrzucił mnie
Leży tu teraz
Wśród samych kości
Tak skończył swe życie
U stóp podłości
Wybierając narkotyki
Nie wiedział co robi
Był zbyt młody
Zbyt bezmyślny
By zrozumieć że wybrał śmierć
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.