Ostatni pożegnania śpiew..
Myślami okrążam zakamarki
upadłej duszy mej.
W piekle swych pragnień topie się.
W odległej galaktyce uczuc swych,
w umyśle jestestwa skrywam siebie.
Nieokiełznana, sama, odległa
nie potrzebnie stworzona
częścią wszechświata na los
pozostawiona.
Zlości i nikczemności poślubiona.
Jak Anioł ze złamanymi skrzydłami
czarnym piórem zakreślam cyrografu
stronicę.
Zabliźniałym sercem jak kamień
burzę obecność świata na ziemi.
Nie pamiętając bólu przelanej krwi,
bez żalu nie budzę się
nie spoglądam na błękit nieba.
Z przymkniętymi oczami ze światem rozstaje
się.
Z półmartwym oddechem istnieje na jawie,
gdzieś na granicy snu..
Nawet nie żegnam się,
powracając jako upadły anioł ukocham
nieszczęścia śmiech,
oddam sie na potępienia krzyk.
Jak czarny kruk uniosę ciało swe,
w oddali rozszarpując naiwności gest.
Wzniosę się wysoko niosąc ciężar
ramionami skrywając goryczy śmiech.
W pożodze zagionych w otchłani,
w ciemnym jestestwie naiwnego,
z białym sztandarem w ręku
odejdę bez jednego nikczemnego dźwięku.
Komentarze (4)
Piękny wiersz. Nie poddajemy się!
pięknie, metaforycznie. Pozdrawiam
Przy czytaniu mam wrażenie, że często czułam to
samo... Lecz wiesz zawsze można istnieć, nie żyć... bo
skoro już pozostawisz kropkę i uznasz, że to już
koniec Twej książki zawsze można zacząć pisać powieść,
ot a co tam szkodzi... pozdrawiam pięknie napisane
bogaty w metafory twoj tekst spodobal mi sie:)))poz.