Pandemia w Gdańsku
Starówka opustoszała,
Nie zobaczysz wycieczki.
Księżyc zza chmur pomału
Wyszedł. I nie ma maseczki.
Motława lśni (on ma zwyczaj
Blaskiem osrebrzać nurt wody).
Ja wyję, jak pies, do księżyca,
Bo mam poważne powody:
Po pierwsze:
W głowie się tłuką mi wiersze;
Po drugie:
Łapią bezmaskich na Długiej;
Po trzecie:
Premier w radio coś plecie
(Słyszę przez okno otwarte);
Po czwarte:
Mruga gwiazdka nad Żurawiem.
Pozwoli pani, że się przedstawię:
Ja, proszę pani, jestem człowiek,
Który ma pył księżyca w głowie
I jest mi źle
I duszę się.
Czy mogłabyś pokochać mnie?
Że co?
Ach to,
Że dystans skracam,
Per „ty” do pani, że się zwracam?
Niech pani się
Nie gniewa, nie,
Że z siebie robię dziś pajaca.
Tak. Skrócić chcę dystans do pani,
Na spacer pójść z panią do parku
I mówić do pani „kochanie”,
Lub nawet „mój dinozaurku”.
Pandemia jest. Knajpy zamknięte
I gdzie ma iść człowiek w potrzebie?
Więc chyba nie będę natrętem,
Gdy panią zaproszę do siebie.
Nie! Nic z tych rzeczy (choć chce się)
Bruderschaft – tylko kieliszek!
Heweliusz nam piwo przyniesie,
Pulardę zaś biskup Dantyszek;
Złożymy, gdy ciut wypiję,
Wizytę Fahrenheitowi...
Że co? Że żaden nie żyje?
Cholera jasna ten covid!
Komentarze (19)
:) Świetne.
Lubie Ciebie czytac... i tyle.
Temat powazny, ale lekko napisany, nawet zabawnie...
Pozdrowienia Mistrzu Jastrzu :)
przewrotnie, ale nie dajmy się zwariować,
dobranoc Jastrzu:)
Fajnie. :)
Fakt nie żyją, ale zmarli na coś innego.
Teraz modą jest u celebrytów ogłosić, że są chorzy i
to koniecznie na Covid.
Dobranoc. :)