Parapet
Przyznaję rację gdy nie można zaprzeczyć.
Cóż to za życie pozbawione bólu.
Myślisz że mam zamknięte oczy ale widzę
i próbuję zagrać szaleństwo.
Kiedyś się kontrolowałem,
kiedyś żyłem.
Moja inna kochanka, ta z nieba, odwiedza
piekło.
Szuka mnie tam.
Tu stoję. Gdzie jestem?
Więc idę ze zawiązanymi oczami.
Więc idę jak na smyczy, cienie.....
tak ich dużo w tej alei.
Wchodzę do twojego ogrodu.
Skarbie.
Na skraj parapetu.
Nad przepaść.
Zejdź mi z oczu.
Kiedyś mogłem Cię kochać.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.