W parku…
Powoli wracam na Bej...
Gdy chłopak zaprasza do parku dziewczynę -
w myślach powtarza sobie jej imię.
Na głos powtarza tekst przemówienia,
a drzewa słuchają, tak od niechcenia.
Gdy przyjdzie już dziewczyna,
to rozmowa się zaczyna.
A gdy skończy się dyskusja,
ofiaruje koledze dyskretnego całusa.
Gdy rozejdą się w swe strony
(ona szczęśliwa, on zadowolony),
drzewa rozpoczynają gawędę,
o czym następne spotkanie będzie.
Czasem pod sosną wszystkiego świadomą,
czyjeś policzki ze wstydu płoną.
Albą leją się po policzku łzy
i kartkę drze człowiek zły.
Czasem siądnie tam z książką panienka,
okulary założy i wytrze szkiełka.
Przeżywając romans głównej bohaterki
z papierków obierze czekoladowe cukierki.
Czasem jodła spotka się z sosną
radując poranną rosą.
Zahaczając o modrzew po drodze,
dywagują o życiu na jednej nodze.
Bywa, ze matka uda się na krótki spacer
z dzieckiem.
Bywa, ze nakarmi go z butelki mlekiem.
Bywa, ze dorosły syn o niej zapomni
i o tym też szumią cicho jodły.
Kiedy czekasz pod drzewem na kogoś,
zawieje wiatr i zimno ci jakoś-
to może wtedy porządnie obgadują Cię
drzewa…
Czy tego jednak czasem im nie
potrzeba…?
Komentarze (2)
bardzo mi się podoba Nike ;) Zresztą znasz moje
zdanie! ;)
Ładnie... Fajnie zrymowane[+]!