PCHNIĘCIE KULĄ
Pewien zięć zawzięcie od dziecka
trenował.
Czasem kopnął kogoś, często poboksował,
bawił w chowanego, przeskakiwał płoty,
robił to, co wszyscy – ot różne
głupoty.
A jego teściowa, jak każda teściowa,
była upierdliwa, jędza wyjątkowa.
Sąsiedzi codziennie słyszeli jej krzyki:
- Musisz pchnąć daleko! Musisz mieć
wyniki!
A nasz zięć, by zaznać choć trochę
spokoju,
trenował to pchnięcie w pocie czoła, w
znoju,
aż go kiedyś naszła taka myśl
skrzydlata,
że jak się postara, będzie mistrzem
świata!
Wreszcie przyszła chwila – taki dzień
sierpniowy,
gdy każdy sportowiec, chce być
wyjątkowy!
I nasz zięć się skupia i masuje uda,
ma cichą nadzieję, że się jemu uda.
Mówi do trenera: - To jest pchnięcie
życia!
Widzę, że teściowa spogląda z ukrycia,
siedzi na trybunie, w siódmym rzędzie z
góry.
Daj no mi trenerku z flaszeczki
mikstury,
trzęsą mi się ręce, a chciałbym się
skupić,
żeby dla tej jędzy móc daleko rzucić!
A trener mu na to: - Weź się wycisz,
ucisz.
Choćbyś w gacie zrobił, do niej nie
dorzucisz!!!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.