Piąta pora roku
Ze wschodu, polatując, nadpełzały
grząśle.
Dreszcze się wybudzały od piersi po
piersi.
Alarmowały gęsi, ustawiając włosści.
Dłoń rozpieszczała skórę na rozkaz
proszący.
Przez porę zakwitnienia jedynego kwiatu,
w oceanie herbaty, rozlanym po czterech
literach, lgnę przez plecy, wynurzam z
pościeli,
wiersze, kręgi przeliczam mocno głodnym
wzrokiem,
rozmaślonym po błoniach na przyrody
łonie,
przyglądając się gwieździe w żarze z
papierosa,
oraz tym dwom odbitym, które w oczach
płoną.
Do tej pory to sekret, nie miałem nikomu
opowiadać o grząślach, nie chciałem
roztrząsać,
aż do tej pory roku, bo przecież kradziona.
Komentarze (31)
Pamiętam ten sonet, bo bardzo dobry.
A przy okazji - Sto lat! (Chyba słusznie?) :)