Pierwsze koty za płoty
http://www.kworum.com.pl/art4996,pierwsze_koty_za_plot y.html
Śniłam o spotkaniu. Spotkaniu po raz
pierwszy. Napawa mnie ciekawością i
strachem - jak ten kraj, do którego
wybierałam się przed dwudziestu dwu laty.
Czuję gorączkę przygotowań. W pośpiechu
wyszukuję wierszy na dysku, kopiuję je,
słucham nagrań recytacji, koniecznie z
podkładem muzycznym.
Co wybrać, aby zainteresować, nie
zanudzić... Dam radę – „dla chcącego - nic
trudnego”.
Tomiki ciężkie, jak mój pierwszy laptop. I
jak moje życie. Wystarczyłoby tylko nagrać
na DVD i gotowe, ale ja zawsze wybieram
trudną drogę, jak kiedyś moja matka.
I tu zaraz przypomina mi się jej znane
powiedzonko, kiedy chciałam, aby rodzice
przyjechali do Australii.
Dziecko -„nie przesadza się starych drzew”-
ja już się z Polski nigdzie nie ruszam,
tutaj moje miejsce. Nucę piosenkę
Krawczyka:
„ Nie przesadza się starych drzew
Choćby nawet lepszy gdzieś był wiatr
Choćby nawet im w konarach wiatr melodię
grał
Gdzie korzenie tam rodzinny sad”
Ale moje myśli wracają do przygotowań:
„Jak cię widzą, tak cię piszą”...
Acha! Moja czerwona sukienka, którą rok
temu nabyłam za całe 160 polskich złotych w
Pułtusku.
Z błyszcząca klamrą z przodu – ta może
zrobić wrażenie, jeśli już nie moja poezja.
Ale, co ja też gadam! „Nie szata zdobi
człowieka”, a „Aksamity, atłasy sławy nie
czynią”.
Biore prysznic, maluję oczy, usta, wkładam
sukienkę. Przeglądam się w lustrze i nie
mogę się nadziwić, skąd tyle zmarszczek.
Zaraz potem odsuwam się od lustra o metr
dalej i zaraz wyglądam lepiej. To sztuczka,
którą poleca Pani Beata Tyszkiewicz –
słynna polska aktorka.
Zapominam po trosze o tremie, uśmiecham się
z lekka do osoby z lustra, aby zaraz potem
skarcić się:
„nie pomoże puder róż, kiedy...”
Budzi mnie wiatr za oknem i liście mojego
mango, uderzające o dach pergoli.
Przewracam się na drugą stronę, po czym
wraca mój sen.
I gorączka przygotowań. Towarzyszą mi przy
tym wszystkie możliwe emocje. Jestem już
prawie gotowa – biorę laptop, tomiki,
nagrania. Nakładam żakiet, w ostatniej
chwili wracam po parasol, tak na wszelki
wypadek. „Przezorny zawsze
ubezpieczony”!
Zamykam drzwi wyjściowe na klucz.
Na dworze wiatr szarpie jesienne konary
drzew, moje włosy i czerwoną sukienkę.
Brunatne liście spadają, tańczą przede mną,
wiruja w powietrzu.
A ja biegnę przed siebie, bo nie znam ani
drogi ani miejsca spotkania.
Czarne chmury gromadzą się tuż nad moją
głowa, płyną z różnych stron – północne
naprzeciw południowym. Sztorm, albo cyklon
idzie... Pamiętam, jak bałam się cyklonu
nie tak dawno, będąc na Gold Coast . Miałam
wrażenie, że wiatr wyrwie okna hotelowe,
spałam pomiędzy ściankami korytarza na
poduszkach sofy – szukając schronienia.
Próbuję się pocieszyć:
„Nie taki diabeł straszny, jak go
malują!”
Ale wichura wzmaga na sile, wokól ciemność,
z poczatku silny deszcz przeradza się w
snieżne gradowe kulki. Mokra sukienka
przylega do mojego ciała, po twarzy
spływają smużki deszczu, zmieszane z
zieloną farbą makijażu. Moja parasolka
słaba , wiatr łamie druciki. Nie wiem, jak
ochronić przed deszczem i wiatrem moje
tomiki wierszy. Nakładam na nie torbę
foliową.
Z poczatku strach, ale zaraz potem rześka
myśl – „Po burzy zawsze słońce
przychodzi.”
Budzę się na nowo , to silne krople deszczu
tłuką w szyby mojej sypialni.
- „Leje jak z cebra.”
Wyglądam na zewnatrz, na cegiełkach leżą
białe kulki gradowe. Domykam szczelnie okno
i wracam do ciepłego łóżka, okrywam się
polska puchową kołdrą. Na dworze, jakby się
uspakajało...
W moim śnie docieram do miejsca spotkania.
Nadal pada deszcz i wieje silny wiatr.
Widzę gromadkę ludzi w starszym wieku.
Biegną z różnych stron – wszyscy do jednego
miejsca. Zdziwiona - poprzez smugi deszczu
- wygłądam tego magicznego miejsca, do
którego tak zdążają.
Ależ tak! To jest to miejsce!
Widzę duży, kolorowy parasol - ma mocne,
metalowe sztalugi, jest porządnie
zacementowany w grunt ziemi różanego
ogrodu.
To tam wszyscy biegną!
Widzę dłonie, wiele pomocnych dłoni,
wyciagniętych i zapraszających do
środka.
Już ci wszyscy ludzie - zmoknięci, zmęczeni
wiatrem i nieznośną aurą późnej jesieni -
stoją razem. Pod jednym dachem tego
niezwykle magicznego miejsca. Podają sobie
ręce i uśmiechają do siebie przyjaźnie.
„Jak strumienie i rośliny, dusze także
potrzebują deszczu, ale deszczu innego
rodzaju: nadziei, wiary, sensu istnienia.
Gdy tego brak, wszystko w duszy umiera,
choć ciało nadal funkcjonuje. Można wtedy
powiedzieć: „W tym ciele żył kiedyś
człowiek” / Paulo Coelho, Piąta góra/
Podchodzę nieśmialo, z moim wielkim, starym
laptopem i ciężką od deszczu torbą, sama
„przemoknięta do gołej nitki”, ale z
nienaruszonymi przez wiatr i deszcz –
tomikami wierszy.
Teraz już wiem, że zachowałam swoją poezję
dla nich.
Czyjeś mocne ramiona wciagają mnie pod dach
PARASOLA.
***
Jestem. Jest dobrze, spokojnie.
Po burzy przyszło słońce. Ogrzewa mnie
pospołu z promienistymi spojrzeniami ludzi
dobrej woli.
Jestem przekonana, że tego miejsca nie
zdoła zburzyć ani sztorm, ani huragan, ani
największe tornado świata.
Już nie czuję tremy, bo widzę sympatyczne
twarze moich słuchaczy.
„Pierwsze koty za płoty” ...
W opowiadaniu wykorzystałam polskie
przysłowia i powiedzenia ludowe.
http://www.umbrellacommunitycare.com.au/
australijka
Komentarze (8)
Witaj! przeczytałam to opowiadanie z wielką
przyjemnością:) Pozdrawiam cieplutko:)
Uwielbiam takie teksty, wciągają mnie, a ten trik,
muszę sobie zapamiętać he he. Pozdrawiam
Witaj.
Uzbroiłam się w cierpliwość, uparłam się, że dobrnę do
końca.
Przeczytałam /a czytało się jak z nut/ i mile
rozczarowałam się. Przyznam, że nie każdy potrafiłby
na tak długo zatrzymać czytelnika.
Pozdrawiam, życzę miłego dnia.
Krzemanko bardzo Ci dziekuje za wytkniecie tak
oczywistego błędu, zupełnie nie wiem dlaczego tak
napisałam. Myśle, ze piszac parasol myslałam o
parasolce i tyle.
Witaj Danusiu po dłuższej nieobecności na Beju -
ciekawie napisany
Ciekawy+ komentarz Krzemanki i będzie ok!
Pozdrawiam serdecznie:)
Ciekawie napisane i dobrze się czyta. Msz wszystkie
fragmenty dotyczące parasola, począwszy od "Moja
parasol słaba" wymagają korekty, jako że parasol jest
rodzaju męskiego, czyli powinno być "Mój parasol
słaby", "Widzę duży, kolorowy parasol" itd. Formą
żeńską tego rzeczownika jest "parasolka" - mały
rozkładany damski parasol. Mam nadzieję, że nie
uraziłam autorki tą czytelniczą uwagą. Miłego dnia.
tak masz rację,powroty tak chciane napawają zbyt
często lękiem,ukłony