Pieśń skazańca
To jest moje przyznanie się do winy…
Zaczęło się od tego, że skradłem jej serce.
Później zabiłem tę niewygodną miłość,
Którą otaczała mnie, nie przeczuwając zła.
Zniszczyłem otaczające ją piękno,
Zdeptałem bezbronne uczucia.
Wyrwałem wszystkie kwiaty
Z ogrodu szczęścia.
Sprawiłem jej ból, kiedy z uśmiechem
Brała mnie w ramiona.
Zadałem śmiertelny cios,
Gdy się tego nie spodziewała.
Była tak spokojna o swe szczęście,
Wybrałem więc odpowiedni moment.
Zrobiłem to z premedytacją,
Cieszyłem się widząc jej konanie.
Wysoki Sądzie, to nie wy
Winniście mnie sadzić,
Lecz ona powinna
Wydać na mnie wyrok.
To ona, wciąż spokojna,
Patrzy mi teraz w oczy.
I prawie niewidoczna łza żalu
Spływa jej po policzku.
Tylko jedno jej słowo
Wróci mi spokój ducha.
Lecz ona to osądzi,
Czy zasługuję na tę łaskę.
Wysoki Sądzie, nie boję się kary,
Proszę jedynie o jej przebaczenie…
Abym nie umierał z przekleństwem
Zastygłym na jej ustach…
Rok 1986
Komentarze (4)
Dramat w ośmiu odsłonach. Pozdrawiam.
Nie czyń drugiemu, co tobie nie miło. A było tak
pięknie, lecz się skończyło. To bardzo dramatyczne ale
piękne, pozdrawiam.
Bardzo smutny tekst
Jedno miłe słowo by wystarczyło
Pozdrawiam
Ciekawy, dramatyczny wiersz. Bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam.