Po drugiej stronie lustra
Blada,
Jej martwe oczy wpatrują się w zimową
przestrzeń.
Tak bezpieczna,
A jednocześnie po niepewnym jutra
Stąpa gruncie.
Czy to wiatr tak dmie,
Czy myśli niespokojne burzą się?
Ma marzenia?
A raczej ich strzępki,
Zeskrobuje jak szron z szyb zamarznięty.
Swój policzek podpiera kościstą dłonią
Jak jakiś biedak w parku nocą.
Nie…to nie sen,
Usta spierzchnięte.
I te łzy topiące nadzieję.
Jakby martwa,
A jednak wciąż serce się rwie
Dokądś.
Przemijanie,
Zwykła egzystencja codzienności.
Bezsmak i bezkres.
Gdy przyszłość zatarta,
Wszystko się w niej burzy.
Boże, gdzieś jest…
Pozwól odzyskać równowagę,
Gdyż JA chcę czegoś ponad
Tę egzystencję.
Komentarze (2)
A mnie się podoba! Pozdrawiam!
Nie podoba mi się. Jakiś taki oklepany jest i nudny.