Podróż
rozbijam się na rafach koralowych
szaleństwa
wziętej do ust melodii
podpływam do gwiazd na falach mosiężnych
dłoni
to ręce odważnych gorących ust morza
wijące się masywy ciał, pulsacja krwi w
tkance
droga bez powrotu
odejście od widoków Ziemi, przypadnięcie do
podniebienia skały
Angeli Braun podwiązka na oczach
wakacje w zamkach poddanych upływowi życia,
skardze bezimiennej
dzida Boga i płacz kamienia są w każdej
drobinie
sprowadzasz deszcz szamanie łez,
sprowadzasz masyw gór na pomoc
kwiat księżyca i łabędzi krzyk - porwane -
przez otarcie się o iskrę
oka szmaragdowego, w bólu tańca nagiej
tarczy
porwane, wczepione w sosnę i muskające
miłosiernie
zgniły śmietnik ludzkości
Komentarze (6)
Szaleńcze spojrzenie na szalony świat. Ciekawe.
to mi się podoba fantazja i iskra Dobra poezja+
czytając wiersz przez chwilę byłam w poniemieckim
bunkrze - to chyba skutek klimatu wiersza - super -
pozdrawiam
szara rzeczywistosc...:):)
Zgniły śmietnik Boga... Ciekawy wiersz.
przeczytac z rana Twój wiersz to sama przyjemność
nawet klimat mroczny w tym nie
przeszkadza...pozdrawiam