Pokocham tęsknotę
Półnaga głowa pęka staje się kwadratową
pomyślałam o kawie, bo jakiż to napój
pasuje do nas do ludzi bez nałogów.
Z wyjątkiem jednego, który jak sen wkrada
się, co rano pod zasłonę kołdry.
Okrywając nagie ciało wilgotne od zapachu
nocnego potu.
Oczy zaspane ciągle zostają po tamtej
stronie nie chcą wrócić a jakby tak
zostać?
Już na stałe a jakby tam żyć?
Rozsadek zapukał jak listonosz dwa razy,
ocknęłam się z amoku.
Sen? Chyba nie, ktoś był u mnie tej nocy
ktoś zostawił ślady.
Przymknęłam powieki mocno bardzo mocno aż
kropla utknęła pod jedną z nich. W
ciemności szukam twarzy.
Ciągle nic nie widzę, coraz mocniej i
mocnej próbuje odnaleźć oczy nieba
porannego, wertuje pokłady wspomnień w
natłoku ostatnich zdarzeń moja głowa pełna.
Kopie po zwojach myśli grzebie w pyle
skruszonego słowa w poszukiwaniu jednego
szczegółu takiego znamiona, które mogłoby
świadczyć, że tam jesteś. Sen jeszcze trwa
w zaułkach ulicy mi nieznanej jakbym
odwiedzała nowe miasto może trzeba by
zapytać kogoś o drogę, o ulicę, na której
stoi katarynka i staruszek, który kręci
korbą z całych sił, ale tutaj nie ma nikogo
jeszcze raz zbieram myśli, gdzie może to
być? Gdzie widzieliśmy się ostatnio, jaka
to ulica, jaki dom a może dworzec, jeżeli
tak.? To gdzie pociąg? Nie, wtedy było tak
cicho, że słyszałam bicie serca wiec to
musiała być ulica nocą, oczy biegają nawet
skaczą wiem, że czas mi się kończy.
I nagle światełko lampki lekko żarzącej
się, rozproszyła ciemność, biegnę by mi nie
uciekło nie patrząc, co pod nogami naraz
upadam, ale to nic biegnę, bo wiem, że
gdzieś jesteś.
Widok zmroził moje ciało taki samo jak
wtedy, pewny siebie z uśmiechem szelmowskim
czekasz.
Skąd wiedziałeś? Że przyjdę na tą samą
ławkę, że jej będę szukać? Przecież jej
już nie ma. Jesteśmy w innym wymiarze tutaj
jest inaczej. Ciemność i biel twarzy
przypudrowała oznaki choroby, która tak cię
zmieniła. Więcej mi mówi więcej niż wtedy
rozjaśniona bielą, poczułam zapach teraz
już byłam pewna, że to on, ale nic nie
mówisz czy to drwina? -Wreszcie przyszłaś
musiałem długo na ciebie czekać- kamień
spadł mi z serca bałam się dotknąć, byś nie
odleciał zapach wprowadził mnie w dziwny
stan podniecenia myślałem, że już
zapomniałaś o naszym miejscu- czekam już
tutaj długo zobacz jak długo.
Zapach ciągle mi przypominał nasze
wieczory i dni gdzie kradliśmy światu każdą
sekundę, złodzieje czasu, był przepełniony
po brzegi życiem bez planu. Teraz dopiero
zobaczyłam twarz, rysy były pokryte
bruzdami jakby je ktoś przeorał wiosenną
ręka, włosy srebrne już nie świeciły, kurz
wieloletniego czekania pokrył ręce, dziwnie
się poczułam jakiś żal, że wcześniej nie
szukałam, że tyle lat uciekło każdy dzień z
tobą był napojem w czasie suszy, który
wylewał się z brzegów rąk kapał na usta na
piersi czasem wpadła do nosa zasłoniłeś mi
świat, którego mam już przesyt burzyłeś mi
smutek, który teraz mnie męczy. Wiesz, co
znaczy tęsknić? Nie, ty nie wiesz to jak
nie widzieć miesiąc słońca wtedy skóra
staje się sucha i szorstka dotknij, a
rozsypię się w twoich rękach…
Komentarze (48)
Każdego dnia poznaję więcej tęsknoty.
z początku długość wiersza mnie zniechęcała, ale na
szczęście wtopiłam się w niego i potem nie mogłam
oderwać. Kumulacja przeżyć.
Bardzo długi a zarazem bardzo przyjemny biały wiersz
:) Podoba mi się, daję plusik i pozdrawiam :)