O poranku
wychodzę z siebie o poranku
(aby tylko nie zahaczyć o coś złego)
łzy kapią spod powiek
niechaj w płatki śniegu zamieni je mróz
stąpam po bezdrożach cichutko na palcach
nie chcę zbudzić samotnej ciszy
która zasnęła i śni o miłości
zapomnianej potędze przez ludzi
w pożądaniu nagich plastikowych ciał
na krętych ścieżkach odnajdę może
jeszcze gdzieś za zakrętem drugą połowę
serca pękniętego jak moje na pół
autor
ESTERA60
Dodano: 2007-12-28 10:37:07
Ten wiersz przeczytano 588 razy
Oddanych głosów: 3
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.