Poranna litania
Jesteś dla mnie muzą – poety
natchnieniem,
zdrojem tryskającym szczerością
uśmiechu,
ranną rosą, której wyszeptać nie umiem,
zapisanej wierszem, litanii mych
grzechów.
Uwięziona w myślach nie szukasz
ucieczki,
bo gdy można odejść i jasyr niestraszny.
Chcę, by delikatny kwiat nocy nie
przekwitł,
a rozbudzał zmysły subtelne jak kaszmir.
Wyważone słowa układam na szali
obok przeznaczenia – co ma być, to
będzie,
by przed zapomnieniem te chwile ocalić,
które, gdy przywołam, odnajdą cię we
mnie.
Wtedy, tak jak kiedyś, pójdziemy na
spacer.
Dłoń zamknięta w dłoni przy blasku
księżyca,
jakby chciała ukryć puls w tempie
vivace,
zanim gwiazdy świtem utoną w źrenicach.
Co nam pozostanie? Odliczać
westchnienia.
Z utęsknieniem będą podążać do zmroku,
aż niespodziewanie w uczucie się
zmienią,
by stan uniesienia na sobie znów poczuć.
Komentarze (49)
Sprzężenie zwrotne.
Dziękuję :)
oby tych stanów uniesienia było jak najwięcej, zarówno
w pisaniu, jak i w miłości.
Sotek, dziękuję za czytanie.
Pozdrawiam.
Zbigniew
Każdy poeta musi mieć swoją muzę, która daje mu
natchnienie i sprawia iż przychodzi wena.
Ładny życiowy wiersz.
Pozdrawiam.
Marek