Porzegnanie rozdział I
Wątpie czy próbke tego opowiadania ktos do konca przeczyta:) jak by ktoś chciał kolejne rozdziały, np:co dziennie jeden a są cztery- to prosze o e maila zawiadamiającego o tym fakcie:) miłego czytania. ZAPRASZAM!!!!!
I
Piotr siedział na krawędzi swojego starego,
skrzypiącego łóżka, wpatrzony w czerwony
dywan. Głowę podtrzymywał dłońmi, w ten
sposób, że łokcie jego oparte były o
kolana. Z daleka można było wywnioskować,
że nad czymś myśli, że w jego głowie toczy
się największa bitwa w historii
dotychczasowej znajomości z
dwudziestopięcioletnią panną Karoliną, a
może i nawet, ogóle największa bitwa
skołatanych stanów umysłu, dotychczasowych
znajomości z kobietami. Po krótkim
zadumaniu, mężczyzna podniósł głowę,
krzyżując ręce na udach, spojrzał przez
okno. Zapadał zmierzch, który Piotrowi
wydawał się jak najbardziej stosowny do
najbliższych chwil, a one niebawem miały
nastąpić.
- Jak już ma być ponuro to niech będzie
- powiedział sam do siebie tak jak by
nie chciał by ktoś usłyszał te słowa i po
tym stwierdzeniu opuścił głowę, nie
podtrzymując już jej dłońmi, nadal
krzyżując ręce na udach.
Gdybyśmy podeszli do niego i przykucnęli,
spoglądając w jego oczy zauważylibyśmy, iż
są one przeszklone łzami, które zdawać by
się mogło, nie są przezroczyste, a jak by
szare, jakby wypełnione strachem,
zmęczeniem, oraz bólem serca spowodowanym
przez nieustanne myślenie o momęcie, gdy
trzeba będzie podjąć właściwą decyzje,
wiążącą się z osobą panny Karoliny.
Właśnie, gdy się podniósł by dokładniej
przyjrzeć się ulicy tonącej w mrokach
kończącego się dnia, do drzwi zadzwonił
dzwonek. Mężczyzna jednak zamiast unieść
się dalej, z powrotem opadł na łóżko,
szybko przetarł oczy. „Dobra, musisz
wziąć się w garść” pomyślał i wstał
jak by na rozkaz kogoś, kto miał nad nim
kontrolę i władze, jak by był przywiązany
do sznurków, którymi ktoś porusza.
Najchętniej obciąłby te
„sznurki”, które tak nim
manipulowały, ale po krótkiej walce z samym
sobą, zrezygnował z tego planu. Czym
prędzej zbiegł po schodach otworzył
najpierw jedne drzwi, przeszedł przez nie i
znalazł się w ganku. Złapał za klamkę
kolejnych drzwi, już wyjściowych. Nacisną
ją bardzo energicznie, ale drzwi się nie
otworzyły.
- Poczekaj chwilkę - powiedział
to, tak jak by doskonale wiedział, kto stoi
za drzwiami, a przecież tak naprawdę nie
miał o tym zielonego pojęcia.
Wrócił do przed pokoju, a z półeczki
mieszczącej się tuz pod lustrem sięgną
trzęsącymi się ze zdenerwowania palcami,
klucze i ruszył z powrotem. Nie zrobił pół
kroku jak przystaną, cofną się o te pół
kroku i spojrzał jeszcze raz na swoje
odbicie w lustrze. Jednak nic szczególnego
w tej chwili nie pomyślał, tylko jak by
przez pustkę swoich oczu i przez ich
szarość łzami malowaną, którą teraz miał
okazje ujrzeć, w ułamku sekundy zobaczył
obrazy, na których widział siebie i swoją
ukochaną. Obrazy, które przedstawiały
początek końca ich znajomości.
sorki za błędy:) od tego mam ludzi do których to opowiadanie dopiero trafi:)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.