Posejdon
Zamieszkałaś drzwi obok. Numer dwudziesty
piąty.
Tylko raz widziałem zarys twoich pleców
przez okno, to było drugiego dnia twojego
pobytu.
Nie znam twojej twarzy, znam jednak twoje
zwyczaje.
Rankiem przez ścianę słyszę postukiwanie
noża gdy coś siekasz
Szybkie, miarowe uderzenia. Z reguły sześć
ciachnięć. Cisza. Znowu sześć i sześć na
koniec. Skwierczenie czegos na patelni. Nóż
zarysowuje talerz, talerz odkładasz do
zlewu.
Często cie nie ma w domu I zazwyczaj jest
cicho.
Dzień mija wówczas ponury i nudny.
Jednak od czasu do czasu budzi mnie z
odrętwienia zgrzyt zamka o poranku,
Wiem, że nie wychodzisz, lecz wracasz.
Śpisz do dwunastej, jednak nie wstajesz od
razu.
Budzik dzwoni co najmniej trzy razy co
dwadzieścia minut.
Bywało I tak, że niespodziewanie usłyszałem
go o piętnastej.
Wtedy tylko bierzesz prysznic i wychodzisz
bez śniadania.
Kiedyś chciałem zobaczyć twoją twarz, więc
przystawiłem oko do dziurki w moich
drzwiach gdy tylko usłyszałem, że ubrałaś
buty – chodzisz w trzech różnych parach,
najczęściej na miękkiej podeszwie, ale
tamtego dnia miałaś obcasy. Pełen
niecierpliwości oczekiwałem twojego
wielkiego wyjścia. Najpierw był brzęk
kluczy, szmer zamka. Zgrzypiąca klamka pod
twoją świętą dłonią zdała się pomrukiem
kota. Ja sam, skuliłem się w jak kot w
kłębek, skompresowałem do ślimaka mojego
ucha. Och, I niestety, zapomniałaś czegoś z
mieszkania. Wracałaś przyspieszonymi
krokami, słyszałem jak przerzucasz papiery.
Wróciłaś, twój dzwięk odbił sie po pustym
korytarzu jak w świątynii boga. Plecy – te
same, wąskie, urbane w zielony płaszcz.
Jestes raczej niska. Nosiłaś brzydkie
czarne buty.
Czekałem na twoją twarz pół roku. Z
odgłosów twojego mieszkania nakreśliłem
twoje rysy. Wiem, że jesteś schludna i
kąpiesz się czterdzieści minut. Twój zapach
jest więc mydlany. Wiem, że rzadko jesz,
jesteś więc szczupła. Podkładasz krzesło by
wyciągnąć talerze z górnych półek, musisz
być niska. Nie śpisz wiele, masz zmęczone,
smutne oczy. Czekałem na ciebie piętnaście
lat w moim pustym mieszkaniu wyłożonym
echem.
Właściwie wiem tylko, że to w twoich oczach
poznam, że już czas. Jeśli w twoich oczach
będzie ten błękitny ocean, który widuje na
swoim suficie gdy nie śpię, wsłuchując się
w muzykę twojego życia. Twoje oczy będą jak
woda, zmącona kamieniem źrenicy. Przy tej
wodzie będę mógł zapaść w zasłużony sen,
pierwszy od tylu lat. Lecz dzień dzisiejszy
jest niespokojny, bo cię szukam I wciąż nie
mogę znaleść. Gdy wyrzucano nas z wyspy
jako dzieci miałem sześć lat, ty dziesięć,
ale ledwo cię pamiętam. Moje skrzela nie
wydają dźwięku, nie mogę cię po prostu
spytać, choć ułatwiłoby to sprawę. Jesteś
moim stworzeniem morskim, więc muszę cię
poznać. Muszę to z ciebie wyczytać.
Mała, nosisz się po włosku.
Zakładasz przeciwsłoneczne okulary już w
budynku.
Komentarze (5)
Konkret ale masz dryg do pisania extra!
Pozdrawiam Ciebie:)
Interesujące.
Miłego dnia.
Bardzo ciekawy tekst o inwigilacji nieznajomej, przez
sąsiada zafascynowanego jej osobą.
Dobrze się czyta. Miłego dnia.
zabrakło odwagi by podejść
pozdrawiam :))
z przyjemnoscia przeczytalem pozdrawiam