Powidoki
Powidoki jakieś w oczach pozostały,
kiedy w okno blask latarki mi zaświecił…
A to człowiek jakiś – w łachach, dziwny
cały,
tłukł się nocą i się włóczył wśród
zamieci…
Stary był, i przygarbiony był on nieco,
z siwą brodą i przydługim nieco wąsem
(jak mój sąsiad, co to usiadł raz przy
piecu
i na żarty odpowiadał mi z przekąsem…).
Zaprosiłam go do domu i ogrzałam,
i kolacją się z wędrowcem podzieliłam.
On dziękował i dziękować nie przestawał;
tak był wdzięczny, że obcego ugościłam…
Ale kiedy się już obmył i ogolił,
zobaczyłam w nim już kogoś mi bliskiego…
to mój chłopak, i towarzysz mej niedoli,
z nie tak dawna, ale wieku ubiegłego…
Powidoki jeszcze w oczach pozostały,
niczym młodość, co się w pamięć starczą
wdarła –
jak ten ktoś, z ostatków wspomnień
ocalały,
i jak noc, co snu przed świtem… wciąż nie
starła.
Gliwice 04.01.2021 r.
Komentarze (17)
Witaj, Bereniko :-)
Piękny wiersz :-) A pomóc zbłąkanemu wędrowcy zawsze
trzeba, nawet jeśli miałby nie okazać się kimś bliskim
:-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
poruszający wiersz do głębi serca w poetyckim
duchu-gdy serce nam się otwiera na drugiego
człowieka...jakie wielkie to szczęście...pozdrawiam
cieplutko*