Pożegnalny sen
Wszystkim przyjaciołom z którymi może nie być mi dane się pożegnać...
Dzisiaj znów umierałam...
Czułam ten rosnący niepokój
I ten ból...
Jakby tysiące sztyletów
Wbijało mi się w głowę...
Gdy krople potu
pojawiły się na mych skroniach
A nogi zaczęły się uginać
Chciałam być sama
Ale nie mogłam
Ona na mnie patrzyła
Była przerażona
Nie wiedziała co się dzieje
Nie wiedziała, że to już się dzieło
Pamiętam jeszcze jak krzyczy moje imię
Jak woła tatę...
To było jak sen
Wiedziałam że jest nieprawdziwy
A zarazem był taki realny...
Co robiłam?
To straszne, ale się żegnałam...
Nie z mamą
Nie z tatą
Z Tobą...
Byłeś tak blisko...
Nawet nie płakałam
Ty tez nie
Chciałam się przytulić...
Powiedzieć „żegnaj”
Nie pozwoliłeś...
Dostałam całusa w policzek
Po czym powiedziałeś „na razie
malutka”...
A nawet się uśmiechnąłeś...
Jakbym wychodziła do piekarni po
pieczywo...
Poczułam ulgę...
Wiedziałam że będziesz na mnie czekał...
Odwróciłeś się i odszedłeś
A ja się obudziłam
Obok siedziała Mama
Tata gdzieś dzwonił
Powiedzieli, że będzie dobrze...
Chciałabym im wierzyć...
Mam nadzieje że nigdy nie będe musiała sie z wami żegnać...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.