Poznałem go po czarnym kapeluszu
zdradzie
Przybył niewiadomo skąd i jak,
Siekąc kazdej z tkanek slad,
rozrywając po kolei kazdy narząd co sie
smieli,
miłość nieść jak wiatr.
Raz przybierał postac ostrą,
Jakby katowskigo topora siostrą
Miał byc i rąbać duszę umartwioną,
tą zabojczą stroną...
Czesem miał On postać slowa,
Częściej jednak jego braku,
By milczeniem dnia i nocy,
Wyciąć miłosnego raka.
To był On, teraz juz wiem,
Szedł za rękę z jedną z łez,
Za nią smutek posrod kurzu,
poznałem Go po czarnym kapeluszu.
by miast zabijac tworzyla nowe, lepsze
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.