Proza
Na mieście tłum ludzi, mieszanka kolorów
ubrań i kształtów ust, idą w różnych
kierunkach zajmując się wyłącznie swoimi
myślami. Czasami tylko rzuci ktoś
spojrzeniem lub uśmiechem w stronę kogoś
mniejszego, nieświadomie ratując mu tym
życie. W lesie i w parku także jest sporo
świeżych śladów stóp różnego rozmiaru.
Jestem, jestem pomiędzy nimi, jak świetlik
mijam gwiazdy, słońce pilnuje chmur lekko
je przesuwając od czasu do czasu. Widać
lubi zmiany położenia. Ze mną jest różnie.
Czasami wolę stanąć w miejscu przez dłuższy
czas, aby dać chwili trochę wytchnienia,
wtedy ją doceniam. Mijam kolejny sklep,
teatr do którego drzwi się nie zamykają,
księgarnię, bibliotekę, zaraz następną
alejkę. Widzę ludzi z napiętymi strunami na
czole. Zakręcają pośpiesznie do lokalnej
apteki. Na niektóre przypadki nie ma leku..
czasami to owy przypadek, choroba jest
jedynym lekiem. Wiem... wiem co to stres,
kiedy się czeka na właściwy moment,
godzinę, wręcz zmuszamy zegar do pośpiechu,
lecz ten za nic ma nasze nocne modlitwy.
Wszystko we właściwym czasie kwitnie,
wzrasta, nawet więdnie aby później na nowo
się narodzić, to nic że w innym miejscu.
Nawet to uczucie, emocje których się boimy,
chcemy uniknąć. Uczucia miłości,
niebezpieczny lek na smutek. Ktoś
powiedział że poznajemy siebie gdy rozpęta
się piekło. Zdecydowanie miłość jest w jego
centrum. Staram się być silna, nawet tu w
piekle, silna na tyle ile potrafię. Na
szczęście jestem w stanie powiększyć
granice siły możliwości fizycznej w trakcie
apogeum zauroczenia, ono prowadzi do
ogniska zakochania. Ten kto nigdy nie
kochał nie wie co to siła nadprzyrodzona.
najsilniejszy jest umysł to on dźwiga
ciało, umysł kieruje fizycznym ciałem bo w
umyśle jest inteligencja i świadomość, to
tam celuje strzała amora. Wielu ludzi
których minęłam byli lub są w tym stanie.
Stanie którym jest lek i na którego nie ma
leku, jest po prostu niemożliwa do
ominięcia.
Ja jestem nadal w tym transcendentalnym
stanie. Stanu tego nie da się opisać
cytując encyklopedię kodeks, pismo święte
czy słownik. Prędzej w ciszy są fragmenty
możliwe do ułożenia skrawku definicji.
Nie wiem czy sobie radze, kiedy powietrze
jest zbyt ciężkie dla płuc, wtedy wracam do
rozmów, tych miłosnych bez miłosnego
podtekstu, bo są takie i ja je zwinnie
prowadzę, z kimś kogo naprawdę kocham, bez
kogo moje istnienie wydaje się bezcelowe.
Nie jestem pewna, czy za rogiem jest
kolejna alejka którą mogę iść, ryzykuję,
myśląc o nim strach przed ślepą alejką
znika... Czas zweryfikuje, ile moje emocje
i umysł jeszcze uniosą.. a uniosły naprawdę
wiele
na szczęście one nie są same bo je unosi
miłość Miłość silniejsza od klątwy.
Nocą jest ciemno, las bywa odwiedzany przez
mgłę, lubię ją, ale tylko gdy myślę o nim.
O mężczyźnie, ukochanym napotkanym podczas
przechadzki po alejce poetyckiej. Tak, na
niej też był i jest tłum, ktoś od czasu do
czasu zostawi na niej po sobie ślad lub
biernie obserwuje przechodniów. Pamiętam,
wtedy byłam smutna, bardzo smutna, na
starówce mniejszy panował gmach, było
spokojniej więcej ludzi unikało słońca,
może dlatego że go we mnie nie było... W
moich oczach.
Do czasu Kiedy we właściwym momencie dwie
wąskie alejki miały swój wspólny mianownik,
zwężenie. Pamiętam dobrze, ponowne
spotkanie w centrum lasu.
Wysokie smukłe drzewa otulone cichą mgłą,
na gałęziach gołębie podglądały nas kątem
oka podsłuchując szeptem prowadzone
pogawędki. siedzieliśmy nad rzeką,
obserwując księżyc.
Cudowna aura. Przebudzenie. Tak nazwałam
okres w którym się zmieniłam, dzięki niemu,
na lepsze. Kolejny raz spaceruję w ludzkim
gąszczu, powoli oddycham, pewnie stawiam
kroki, swobodnie zamykam i otwieram
powieki. Miłość... niedoceniony terapeuta,
przyczyna cudów, niestety także
apokaliptycznych...
miłością łatwo zamienić piekło w raj...
Klaudia Gasztold
Komentarze (1)
Interesujące myśli, dobry zapis, plus
Pozdrawiam