Ranny świt
Wstałam
Ze skowronkami się przywitałam
Ranny świt
Kropla krwi
Zegar złodziej z nieba zabrał
Pole chabrów
Myśli że dmuchawce wolę
A mi się śniło rzepakowe pole
I co mam teraz w tej szarości
Sypie z nieba tym popiołem
Mokre dachy
Drzewa
A mnie się mażą polne kwiaty
Utytłana ta nasza codzienność
Nawet ptaki razem nie latają
Po obrażane na siebie nawzajem
Wszystko się takie smutne wydaje
Nawet papirus co stoi na parapecie odsuwa
się od okna
Pewnie gdyby umiał mówić zapytał by
„będzie w końcu ta wiosna”
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.