Rendez-Vous ze śmiercią III
Mimo że jesteś bardzo daleko, w zupełnie
obcym wymiarze,
wciąż odbieram twoją miłość, jakby spływała
do mnie
na falach eteru.
Ona przemienia każdy mój sen w słońce,
co jest jedyną tutaj rzeczywistością; jak
wspomnienie liścia
kasztanu,
który trzymałaś w dłoni, przykrywając nim
rozchylone nieśmiałym jeszcze uśmiechem
usta.
Lecz oto – na jawie – chowa się w parkowych
załomach milczenie,
wspartego o pustkę i chłód podwieczornych
skojarzeń
ostatniego dnia lata.
W refleksyjnej tonacji i melancholii
zwątpienia wiatr szumi
na krawędziach obłoków.
Porusza się przede mną gałązka,
a raczej jej cienista kreska, przerzucona
niczym kładka w poprzek żwirowej alejki.
Jednak zbyt wątła,
aby można było na niej stanąć,
przejść
na drugą stronę…
…
(Migot słonecznych prześwitów wywołuje u
mnie efekt stroboskopu.
Przez moment nie wiem, gdzie jestem.
Zataczam się jak alkoholik, który ma atak
delirium tremens.
Następują w mojej głowie jakieś krótkie
spięcia)
…
Odzyskuję świadomość, obejmując kurczowo
drzewo.
Pot ścieka mi po skroniach i karku.
Wydaje mi się, że cię widzę. Tak, czekasz
na mnie. Tańczysz na łące z trzymanym w
dłoni
uschniętym kwiatem.
(Włodzimierz Zastawniak)
Komentarze (3)
Może to tylko sen...
pozdrawiam
"wciąż odbieram twoją miłość, jakby spływała do mnie
na falach eteru.
Ona przemienia każdy mój sen w słońce"
Te wersy są osnową i esencją tego pięknego,
wzruszającego wiersza :)
Twoja wielka randka ze śmiercią zdaje się nie mieć
końca. Bardzo ciekawie się czyta wyślij co będzie
dalej.