rozwiana miłość
Rozwiana wiatrem czasu miłość,
zgliszcza tego co było,
ruiny tlącej się nadziei
i my w nicości na tej ziemi.
Razem a jednak osobno,
bez umiejętności patrzenia na siebie,
nić zrozumienia też się przerwała,
czy liczymy jeszcze na coś?
Nie wiem.
Za późno na ratunek,
za wcześnie na zniszczenie,
brnąc w zgliszczach tego co było
z zazdrością i zalążkiem nienawiści
unicestwiamy siebie.
Dlaczego nie mozna przerwać
tego co dzieli nie łączy,dlaczego tyle
goryczy między nami się plącze?
Czy długo nękać mnie będziesz,
patrząc na moje gaśnięcie,czy jak dziecko
narodzone prosić mam o pępowiny
odcięcie?
Czego chcesz ode mnie?Dlaczego zawsze tak
wiele?
Choć nie oczekuję od Ciebie niczego,
sobą się już nie podzielę!
Skończyło się to co było.
Nie mozna niczego naprawić.
Ja dawałam Ci wiele ,
Ty wolałeś zostawić.
Przyjmowałeś z otwartymi rękoma,
nie dawałeś nic w zamian za to,
bo wiedziałeś ,że cieszę się chwilą
nie oczekuję i nie liczyłam na to.
Każdy jest inny sam w sobie,
każdy inaczej przeżywa,ja dobrze rozumiałam
i byłam dla Ciebie cierpliwa.
Niestety mój drogi panie
wszystko ma swoje granice,
skończyło się moje dawanie,
chcę odejść i w dalszym ciągu na nic nie
liczę!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.