rzutnik
trrak. to mama. nie trzyma kota, bo rok
wcześniej
podrapał jej policzek. uśmiecha się, ale
czuje mrowienie w stopach, cierpną łydki,
kiedy
to się o nią ociera (wcale nie jest
kotem).
trrak. po miesiącu powietrze zaczęło
gęstnieć i
psy w nim pływały. trrak. trrak. wujek, jak
makrela,
w galarecie naciska na pedały. wszystko
powoli zastygało. mieszkałam w
bursztynie.
trrak. porwało nas w górę, zbyt szybko i
przez to
mieliśmy leżeć w sroczym gnieździe przez
następne
wielkanoce, ale - trrak - ta wielka
ulewa
strąciła nas w dół. widzisz, jaka straszna?
buty,
bluzki i marynarki ciężkie w
nieskończoność.
powietrze je moczyło. na nowo. na nowo.
Komentarze (17)
Dla takiej jak Ty artystki proza życia jest
nieskończonym źródłem z którego czerpiesz tematy do
swych wierszy - każdy ma takie slajdy pamięci w
których są zatopione jak w bursztynie chwile naszego
życia - Ty je przedstawiasz nam je z wdziękiem.
znakomity wiersz, świetne kadrowanie (to na pewno
cecha charakterystyczna Twojej poezji) i niezwykła
umiejętność dostrzegania istotnych szczegółów;
końcówka norwidowska: ideał sięgnął bruku; cudowna
liryka słów tak małych, że prawie się ich nie zauważa;
mówisz wyłącznie obrazami; gratuluję Mirando i
serdecznie pozdrawiam:)