Sara - rozdział VII i VIII
Pozdrawiam Was kochani i życzę, miłego i
pogodnego reszty dnia. Dziękuję też, za
sympatyczne komentarze. Zamieściłam dwa
następne rozdziały, do których serdecznie
zapraszam:)
Rozdział VII
Sara już drugi raz, znalazła się w szpitalu
w tak krótkim czasie - tym razem, na
kardiologii. Minął już trzeci dzień, a jej
stan zdrowia nadal ciężki, aczkolwiek
rokujący poprawę. Dziewczyna wciąż czeka na
ukochanego, ale ten niestety nie pojawia
się. Odwiedzają ją natomiast jego rodzice -
przynoszą jakieś smakołyki, są mili i
opiekuńczy, ale żaden z nich nawet nie
wspomni o synu, a jej mężu. Odwiedził ją
też jeden z weselnych gości - kuzyn męża i
to on opowiedział coś niecoś o Sebastianie.
Był przy tym bardzo delikatny i
powściągliwy, ale Sara dzięki swojej
inteligencji, potrafiła czytać między
wierszami. Zrozumiała przede wszystkim to,
że nie może liczyć na mężowskie odwiedziny.
Podobno zniknął tamtego pamiętnego dnia i
to wraz z jej siostrą i ślad po nich
zaginął. Było jej tak przykro, że serce
które i tak już ledwo biło, miało pęknąć z
żalu. Ciężkie czekały ją teraz dni nie
mówiąc o nocach, które były jednym wielkim
koszmarem. Nie mogła spać, a jak już na
chwilę zasnęła, budziła się zlana potem i
krzyczała z przerażenia. Potrzebowała
spokoju, ciepła i opieki a przeżywała
dramat, który męczył ją do granic
wytrzymałości. Jej stan przedzawałowy
potrzebował stabilizacji, ale niestety -
własny mąż zafundował jej upokorzenie i
zamartwianie się do bólu. Całymi dniami o
nim myślała i tęskniła, ale na tym się
kończyło. Mijały dni i tygodnie a stan
zdrowia nie ulegał polepszeniu, a i
depresja której się nabawiła, nie sprzyjała
choremu sercu. Czas płynął, a sytuacja w
jakiej się znalazła, nie zmieniała się. Nie
miała też żadnej konkretnej wiadomości od
męża, ani też czegokolwiek, co bezpośrednio
by go dotyczyło. Była sobota ósma rano -
słoneczko pięknie świeciło, ptaszki
śpiewały, a ze szpitalnego parku dochodziły
jakieś dźwięki. Były tak głośne, że Sara
która dopiero nad ranem zasnęła, otworzyła
oczy i nasłuchiwała. Nie była pewna ale
zdawało jej się, że słyszy muzykę a nawet
śpiew. Początkowo myślała że umarła i jest
wśród aniołów, ale okazało się że był to
realny koncert, który tak cudownie brzmiał,
że dziewczynę przeszyły dreszcze. Wstała z
łóżka, doszła do okna i spojrzała w dół -
to co zobaczyła, było dla niej pewnego
rodzaju szokiem. Stał tam kuzyn męża z
gitarą na której pięknie grał, śpiewając
przy tym cudowną pieśń . W tym momencie
zdała sobie sprawę z tego, że właśnie mija
miesięczna rocznica ślubu. Sławek (bo tak
miał na imię kuzyn męża), przyszedł tutaj
aby rozweselić chorą żonę kuzyna i wygląda
na to, że mu się udało. Sarze bardzo
spodobał się jego występ a i miło jej się
zrobiło na sercu, że jednak ktoś o niej
pamiętał. Przykre zaś było to, że nie był
to Sebastian, którego chciałaby zobaczyć
choć przez moment i wtulić się w jego
ramiona. Jeszcze teraz nie była niczego
świadoma, ale gdy po tygodniu wyszła ze
szpitala, dowiedziała się że jej mąż a
także i siostra, nie żyją.
Rozdział VIII
Sara nie mogła uwierzyć w to, co się stało.
Ledwo wyszła z poważnej choroby serca, a
znów źle się czuła - przede wszystkim,
miała straszną migrenę. To że została
wdową, to chyba jakiś absurd z którym nie
mogła się pogodzić. Jej teściowie również
nie panowali nad sytuacją, jaka miała
miejsce. Cała ich trójka dostała pisemne
zawiadomienie z policji, w celu
identyfikacji zwłok. Kiedy już tam dotarli,
usłyszeli dziwną historię a następnie
pokazano im ciała – nie mieli wątpliwości,
że to oni. Sara z ledwością to zniosła, ale
nie zemdlała tak jak wszyscy przewidywali,
a nawet starała się wspierać teściów, po
stracie ich syna. Oni ledwo trzymali się
na nogach - zwłaszcza matka, która
potrzebowała psychicznego wsparcia.
Pierwszej pomocy udzielił im policyjny
psycholog, który dał coś na uspokojenie, a
następnie długo z nimi rozmawiał. Ta
koszmarna historia była niejasna do tego
stopnia, że wciąż nie do końca było
wiadomo, w jaki sposób zginęli. Minęło pół
roku. Sara wciąż nie mogła dojść do siebie,
ani też pogodzić się z faktem, że znowu
została sama. Co prawda miała oparcie w
teściach i w Sławku, ale to jednak nie to
samo. Było jej bardzo trudno przyzwyczaić
się do nowej rzeczywistości, ale cóż mogła
na to poradzić. Starała się normalnie żyć,
ale wszystko w domu przypominało męża, co
stawało się już nie do zniesienia.
Postanowiła że wyjedzie w swoje rodzinne
strony, choć nikogo tam nie miała. Była
bardzo samotna, przybita i zrozpaczona, ale
musiała jakoś odreagować – taką możliwość,
widziała tylko poza domem. Spakowała się i
poprosiła teściów, aby odwieźli ją na
dworzec. Dołączył też do nich Sławek, który
osobiście chciał się z nią pożegnać. Kiedy
dotarli na peron, pociąg już stał.
Ucałowała wszystkich z wielką czułością i
wsiadła do pierwszego z brzegu wagonu.
Staruszkowie postanowili nie czekać na
odjazd pociągu, natomiast Sławek i owszem.
Kiedy zostali już zupełnie sami - chłopak
wyznał, że ją kocha. Sarze aż serce
podeszło do gardła z wrażenia, niemniej
było jej bardzo miło. Niestety, ona raczej
nie mogła zrewanżować się tym samym, a
jedyne co do niego czuła, to sympatia i
szacunek - bardzo go lubiła ale nie
kochała. Obiecała że jak tylko zatęskni,
odwiedzi go. Sławek chciał jeszcze coś
powiedzieć, ale w tym samym momencie pociąg
ruszył. Pomachała mu ręką na pożegnanie i
uśmiechnęła się, co chłopak oczywiście
odwzajemnił. Stał tam tak długo, aż pociąg
zniknął w oddali. Biedna i znowu bardzo
samotna, myślała na tym co ją spotkało.
Jedyną pociechą w tej sytuacji była miłość,
którą darzył ją Sławek. Cały czas o nim
myślała, aż w pewnym momencie zdała sobie
sprawę z tego, że tęskni za nim i że bardzo
jej go brakuje. Poczuła też tak zwane
motyle w brzuchu i była już pewna, że
również go kocha. Myśląc o tym spojrzała w
niebo i podziękowała Bogu, że obdarzył ją
następną miłością, która w jakimś stopniu
przyniosła ukojenie. Minęły cztery
miesiące, a jej uczucie do Sławka było
coraz silniejsze. Pisali do siebie i
telefonowali, ale było to jednak za mało.
Sławek zaprosił ją na zbliżające się Święta
Bożego Narodzenia i obiecał, że po nią
przyjedzie.
Komentarze (12)
Super Isiu, wzruszające
pozdrawiam :)
Bardzo ciekawa historia , czekam jak poprzednicy ciąg
dalszy ..:) Miłego wieczoru ...
no coś takiego...ale mnie zaskoczyłaś:) uśmierciłaś
bohatera!! czekam na dalej:)
Hi Irenko!
Oj rozmarzyłam się ...
Słodziutkiego wieczorku:)
wciągająca i dobra.
Pozdrawiam serdecznie
Ojejku, ale się wzruszyłam historią Sary....czekam na
kolejne rozdziały Isieńko. Uściski
Pięknie Isiu pisz dalej. Ludzie czekają. Pozdrawiam.
A mnie wciąga i czekam na dalszy ciąg.Miłego...
Mnie wciągnęła ta historia i czekam na dalsze części.
Serdeczności Isiu.
Szczerze mówiąc- denne, To nie opowadanko, a jego
streszczenie., Suche i beznamiętne, pozbawione
dialogów i uczuć. Relacja z przeczytania tekstu? Aż
chciałoby się zapytać -gdzież on, ten tekst właściwy?
To powyżej jest niczym. Niczym innym jak szkolniackim
streszczonkiem. Nie żyje to, nie pobudza, nie
przemawia. Dno.
Z przyjemnością przeczytałam, czekam na kolejne
rozdziały. Isiu, pozwól, że skomentuję opowiadanie, po
przeczytaniu ostatniego rozdziału. Serdecznie
pozdrawiam, życzę udanego dnia.
To co mówię nie jest prześmiewcze, ale to jest
telenowela, która mi się podoba. Czekam jux
niecierpliwie do jutra, by poczgrać, co dalej.