Sąsiadka. (322)
Dzisiaj sam już nie wiem czy to się wydarzyło wogóle.
Kilka kobiet w życiu miewałem.
U mnie pstryk! Już się zakochałem.
Jednak Ta całkiem inna była.
Nigdy uwagi mej nie zwróciła.
Może kiedyś? Gdy słońce przygrzało
i przypiekło Jej twarz całą.
Jeszcze wtedy gdy spojrzałem zdumiony,
że jest w stanie błogosławionym.
Kiedyś było dzień dobry Pani.
I nic więcej na krok - ani, ani.
Momentalnie robiła cegiełkę.
Rozpylała wokół siebie mgiełkę
która nigdy mnie nie wciągała.
Aż raz kiedyś mnie zawołała.
Sama wtedy mnie zaczepiła.
Serce na oścież otworzyła.
„Ja na Ciebie jestem
otwarta!”
Grzeszna miłość, lecz grzechu warta.
Piękne ciało Jej poznawałem.
Dotykałem, całowałem, kochałem.
Chociaż nie jest wcale mą żoną
Pokazała mi miłość skończoną.
Byłem wtedy wryty jak skała.
Idealną miłość pokazała.
Pokazała miłości czeluści.
Nie potrafię Jej teraz opuścić.
Rozkwitała i maju lub w czerwcu
zobaczyłem a Ona w mym sercu
zapuściła korzenie jak drzewo.
Za to wszystko kocham Cię Ewo!
Otwórz duszę, wskrześ z niej ognia
rydwany.
I niech będzie świat rozkochany.
Podaj jeszcze cudowną swą rączkę.
Jeśli chcesz - to wyrzucę obrączkę.
A. M-ly.
23
03 2008r.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.