Sen..
Zmęczony trudem dnia pod drzewem położę
się,
zmęczenie skleja powieki mnie wnet
zasypiam.. śnię
Przed mymi oczami różne wizje się
przewijają,
lecz równie szybko jak się pojawiły tak
szybko znikają.
Wtem widzę ją: słodką anielicę, myśli tej
się chwytam.
Skądś ją znam, lecz czy ona mnie?.. Zaraz
się zapytam.
Podchodzę bliżej więc i wtedy lepiej
widzę,
kobietę jak anioł piękną, a nie anielicę
Długie blond włosy jak fale o brzeg
rozbijają się o ramiona,
Twarz jej jak słońce piękna, lecz lekko
zasmucona.
Mimo to gdy podchodzę promiennie się
uśmiecha,
jak gdyby rozpoznała mnie i to właśnie na
mnie czeka.
Spoglądam głęboko w oczy jej, ona z moich
czyta,
do przodu robi duży krok, za me ręce
chwyta.
Stoimy tak wpatrzeni w siebie, znaczenia
dla nas nie ma czas,
Spędzimy razem swoje życie... nic już nie
rozdzieli nas.
Wtem nasz uścisk słabnie, jakaś siła go
zrywa,
strach wkrada się w serce me - mój anioł
odpływa.
Sen dobiega końca, nadszedł czas
rozstania,
bez ostatniego uścisku i bez pożegnania.
Powoli ze snu otrząsam się, słońce się
przez powieki przebija.
Znów na tej ziemi jestem sam, chwila
szczęścia przemija.
Zostaje smutek, zostaje żal - to ból
przebudzenia.
Znów na mnie czeka życie me, w którym nic
się nie zmienia.
Lecz w głębi serca gdzieś nadzieja zalęgła
się,
że stąpasz gdzieś po świecie tym i kiedyś
znowu spotkam Cię.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.