sen
szłam po omacku wąskim korytarzem,
wodząc dłonią po omszałej ścianie,
drugą rękę przed siebie wyciągając,
niespodziewanego się obawiając..
odległe, ciche stąpanie słyszałam
w nieokreślonej ode mnie odległości,
jak gdyby ktoś tam kroczył przede mną
i drogę wskazywał, prowadził w
ciemności..
niezauważenie ucichło stąpanie,
więc podświadomie przyśpieszyłam kroku,
nagle stopy ugrzęzły w miękkim dywanie
i dziwnie ciepło się stało wokół..
mogłam dać głowę - trzask ognia
słyszałam
i czyjąś obecność czułam za plecami,
odwróciłam się szybko, wyciągając rękę
i gładkiej skóry dotknęłam palcami..
ciepły oddech owionął mi czoło,
a dłoń przytrzymała me palce na sercu,
stanąwszy na palcach wspięłam się ku
górze
i potknęłam, lądując na baraniej
skórze..
i jasno się stało, bo spadła opaska,
którą dotychczas na oczach miałam:
ogień w kominku, twój wzrok pociemniały,
serce zamarło, gdy wszystko ujrzałam..
opór mój zmalał pod twoim dotykiem,
a może nigdy go tam nie było..
nie pozwoliłeś mi wahać się więcej
i wziąłeś sprawy we własne swe ręce..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.