Sens
Wszak pojęcie nie poznane
Ciągle słyszę je nad ranem
Coraz łatwiej zgubić drogę
Przebić się przez tą trwogę
Pogrążyli mnie swymi słowami
Nawet nie nagrodzili brawami
Zasłonili twarz kapturami
I zaczęli wychodzić parami
Słowa nabierają na znaczeniu
Bardziej niż czyny
I w oka mgnieniu
Celniej trafiają niż karabiny
Nie przeszkodzi mi jednak to
Dalej będę podążać drogą swą
Nie poniży mnie żadne zło
Gdy rzucają przeszkody ostre jak szkło
Spróbuj słuchaczu iść dalej
Nie obracać się za siebie
I wódki nigdy sobie nie nalej
Poczujesz się jak w niebie
Komentarze (2)
Ja rzucane kłody po prostu omijam. Dobrze napisane.
super ...pozdrawiam