Słońce
Mój świat się skończył.
Wczoraj. Trzydzieści minut do północy.
Dotknąłem Słońca, poczułem ciepło.
Ten żar zmienił się w moje piekło.
Chwila zapomnienia, ciemna przepaść.
Jeszcze nieświadomy, jaka ciemność na mnie
czeka.
Powrót do rzeczywistości: koleżanki i
koledzy.
Wszyscy patrzą, a Ty wbijasz mi nóż w
plecy.
Widzieli jak całujesz, widzieli jak
odchodzisz.
I co to w ogóle może ich obchodzić?
Następnego dnia mówisz że to wszystko to
gra,
że zostawiasz mnie i że to tylko dla mojego
dobra.
Czwartej zwrotki nie będzie, co może
zaskoczyć
czytelnika, który teraz przejrzał na
oczy.
Ta marna opowieść jeszcze nie ma końca.
Wskazówka na przyszłość: nie dotykać
Słońca.
Nędzny strofy historii jeszcze istnieć
będą.
Tylko błagam nie mów, żeś istotą
przeklętą.
Nie mów mi też więcej że miłość nie
istnieje.
Jest jak wiatr: uwierzysz w niego, kiedy
zawieje.
Komentarze (1)
Piękny wiersz choć smutny dość... hmm... podobny jak
moja rzeczywistość, tyle, że ja byłam tym słońcem.
Pozdrawiam i zapraszam czasem do siebie.