słońce
śmierci niechybnej dotykam
i dźwięczy jak kryształ milczenie
zmięte listy ciężkie od rosy kwitną wśród
trawy
przedwcześnie jak wosk zastyga słońce
i dymem czasu koi gdy zasypiam
samotność
kłujące przenikliwie złociste noże
ćwiartują codzienne życie
rozpadam się mijasz
czekam na deszcz oczyszczenia
nie nadchodzi to co bez znaczenia
czułość wciąż jeszcze budzi
kwitnę zasuszony
bez śladu
i doskonale.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.