Słońce wstaje na wschodzie
Noc zapada, ptaki milknął.
Szepty brzóz nawet cichnął.
Stary kot na piecu kichnął,
przed złą nocą w kątek czmychnął.
Wyje wiatr, po strychu dzwoni.
Tłukąc w szyby krople trwoni.
Świeca powoli zjada swój knot.
Wosk z niej płynie jak ze strachu pot.
Błysk mrok rozdarł, cisze grzmot głuchy.
Grzesznicy u Boga szukają skruchy.
***
Świt szary budzi się nieśmiało.
Za oknem plucha, podwórze zalało.
Powoli burza odchodzi na dobre.
Wydaje z siebie ostatnią melodie.
Naraz ustaje deszcz i zawierucha.
Po burzy została błotnista plucha.
Lecz zaraz... widzicie? Tam, na
horyzoncie,
budzi się do życia złociste słońce...
Komentarze (1)
Świetny wiersz bardzo optymistyczny pozdrawiam +