Smutne oczy...
dla wszystkich zagubionych...
Idąc ulicą spotkałam ją...
miała na sobie wytartą kurtkę
i sprane dżinsy....
włosy targane przez wiatr były pozbawione
blasku....
ręce spuszczone wzdłuż ciała
w geście rezygnacji,
dłonie bezwładne,
usta zaciśniętę
w jedną nierówną kreskę...
Szła ulicą
wlokąc za sobą swe życie:
wszystkie niepowodzenia i porażki,
chwile słabości,
stąpające ciężko wspomnienia...
oddech miała nierówny
jakby chciała powiedzieć, ale brakło
słów,
jakby chciała krzyknąć, ale brakło sił,
jakby biegła, próbując złapać oddech...
Nie miała cienia - sama nim była:
senna zjawa,
koszmar na dwóch nogach
i te smutne oczy,
w których odbijają się
wszystkie okrucieństwa świata.
oczy
o smutnym kolorze
wypełnione każdym ujęciem z życia...
oczy,
mieszczące w sobie każdy gest,
każde słowo.
oczy
zwiastujące śmierć.
Długo jeszcze wędruję,
przyglądam się szaremu niebu
i myślę, że
te oczy
bez wyrazu
oczy
z cierpienia zdjęte
jakby ukrzyżowane swą bezradnością,
oczy, które widziały najgorsze rzeczy tego
świata,
widziały:
utratę człowieczeństwa,
śmierć nadziei i miłości,
patrzyły na bezwzględność
i bezsilność....
wpadły we własne sidła...
oczy,
z których już nie wypłynie łza...
Łzy zastygły w zapomnieniu....
Ona - cała wyniszczona,
jej powolne ruchy,
ciało pozbawione grawitacji,
dziewczyna trwająca w zawieszeniu pomiędzy
życiem a śmiercią...
i te smutne oczy....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.