O sójce
dla dorosłych dzieci
Sroka na dużym świerku mieszkała,
w jesiennym słońcu piórka swe grzała,
na gniazdo czujnym okiem patrzyła,
bo wielkie skarby tam zgromadziła.
Szkiełko zielone, drucik czerwony,
ślepy zegarek nienakręcony,
sprzączkę od paska, trzy koraliki
i cztery piękne szklane guziki.
Tych swoich skarbów sroka pilnuje
a tu nad gniazdem sójka kołuje,
złożyła skrzydła, szybko opada
i obok sroki na gałąź siada.
-serdecznie witam Cię Pani Sroko!
- ale też mieszka Pani wysoko,
i widok Pani ma wprost- marzenie,
no i majątku zabezpieczenie.
Lecz nie przybyłam, mówi do sroki,
żeby podziwiać piękne widoki,
zupełnie w innej jestem tu sprawie,
bo chyba długo tu nie zabawię.
Chcę, Pani Sroko, lecieć za morze
i szukam kogoś kto mi pomoże
właściwy obrać kierunek lotu;
-a może lecieć też byłby gotów?
Ja, mówi sroka, ja bym radziła,
by z mężem Pani to omówiła,
chłopy w tym lepiej się orientują,
- a sójka na to- n i g d y z tą szują?!
Widzę, że Pani nic nie słyszała,
-rzucił mnie zdrajca, ta łysa pała,
z uśmiechem mówił, że się zakochał,
i że na imię tamta ma Zocha!
Świat mi się, Sroko, na głowę zwalił,
nikt jeszcze w życiu tak mnie nie
zranił,
o mało oczu nie wypłakałam,
ile piór z głowy nawyrywałam,
chciałam go nawet zatrzymać siłą,
lecz teraz widzę- nie warto było!
-wie Pani, przyjaźń mi proponował
ten z bożej łaski, drań, Casanova,
a dziś już wieści doszły mnie trochę,
że ten gagatek zdradza już Zochę!
- a ja czekałam jak Penelopa;
-potwierdzam jednak, bieda bez chłopa!
Sroka machnęła lekko skrzydłami,
- pogadać trzeba by z bocianami,
za granicami często bywają,
na pewno lotów kierunki znają,
-na Wiejskiej łące, sójka powiada,
byłam,
bocianów Wielka Gromada, jak w Sejmie,
wszędzie pełno klekotu,
- nie rozumiałam tego jazgotu.
Gdzie by tu znaleźć pomocne skrzydło,
bo życie tutaj całkiem mi zbrzydło?
Do domu lecę, spać się położę
a wczesnym rankiem ruszam za morze,
w locie o drogę kogoś zapytam;
-postanowione, lecę i kwita!
Już się do lotu poderwać chciała,
gdy sójkę obcą nagle ujrzała,
Pan Sójka był to; zgrabnie lądował,
przystojny; takie wymawia słowa,
-dobrze, że Panie tu razem widzę,
schronienia szukam, trochę się wstydzę
bo żona z domu mnie wypędziła,
młodszego gacha tam sprowadziła.
Mówi, że teraz Romusia kocha,
- będzie żałować ta głupia Zocha!
- Romuś, to imię chłopa mojego,
krzyknęła sójka, - Panie Kolego,
u mnie Pan może zostać do rana,
- a może nawet wyjdę za Pana
i zakosztuję zemsty smak słodki,
miny Romusia, Zochy- idiotki!
Pan Sójka nawet się nie obejrzał,
nową miał żonę a żona męża,
i choć był wrzesień, to oni w maju,
nie wyjechali, zostali w kraju.
Komentarze (6)
Długa bajka z dobrym zakończeniem, ale czyta się
szybko, bardzo dobrze. Pozdrawiam
bardzo fajna bajka:):) zręcznie napisana:)
Ja również dziękuję:)
Miłego")
fajny. Długi, ale super się czyta, jednym tchem
połknęłam tekścik:-) :-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
Dobrze się czyta tę żartobliwą opowieść z happy
endem:) Miłego dnia.
Długa bajka, ale pouczająca...podoba się:) pozdrawiam