Sonet Lotniczy...
usunąłem i ponownie wkleiłem z uwagi na ...awarię silnika
PASTISZ...parodia Stepow Akermanskich...
wzleciałem MIGIEM w przestwór chmur
niebieskich
zachciało mi się przekroczyć barierę
jęło wibrować jak jasna cholera
jak teraz wrócić na ten padół ziemski
siła przeciążeń wgniatała w siedzenie
gwiazd nie dostrzegłem bo niebo
pochmurne
oczy zamknąłem myśli miałem bzdurne
nic nie widziałem a miałem widzenie
lecę przed siebie oddycham na siłę
słyszę rytm serca swego kołatanie
źrenice duże niczym u sokoła
rozkaz spełniony służba jednak miła
wieża daj ścieżkę czas na lądowanie
zwalniam podwozie...że źle nikt nie woła
Komentarze (9)
Opisałeś tak, że czytelnik nieomal czuje te
przeciążenia..
Sugestywny przekaz.
No i mamy wreszcie ambitny sonecik; jak się chce
postarać i przymusi, to wydusi.
Omiń brzozę bo będzie buuum!
Pozdrawiam.
Jeszcze nie latałam, boję się samej myśli,ale pomysł
wiersza i jego przebieg podoba mi się.
Pozdrawiam .
Spoko też kiedyś latałem, spoko opisałeś. Szacun.
Pozdrawiam
Oby już skończyły się takie awarie Ryś. Wiersz jak
najbardziej zasługuje na przeczytanie. Pozdrawiam
ciepło
Rysiu miałam w rodzinie pilota co latał na
ponaddźwiękowcach. Uwielbiałam słuchać jego opowieści
o magicznych doznaniach w chmurach. Przypomniałeś mi
wierszem tamte chwile. Pozdrawiam serdecznie:))
ostatnia zwrotka super,masz ciekawe
piórko:)Pozdrawiam:)
Zgrabny i tryskający magią ze świata snu.