SPACER W KONSTANCINIE * **
*
Wierzba pochyliła rozczochraną głowę,
wiatr zdarł ostatnie już liście,
klony zamyślone, przyprószone złotem.
Pod nogami liście nie szeleszczą,
wilgotne leżą tak spokojnie
mieniąc się kolorami jesieni.
Wśród gwiazd profil księżyca
na wszystko kpiąco spogląda.
Po stawie pływa kilka kaczek
o czymś rozprawiając.
Wieczór zapada powoli,
skądś powiało chłodem.
W blasku zamglonych latarni
wszystko mieni się szarością,
świerszcze już nie grają,
nawet nie zaśpiewa ptak.
Spokój, który ogarnia
przejmujący jest jak nostalgia.
Dlaczego wziąłeś mnie za rękę,
proszę nie rób tego więcej,
przecież widzisz, że powoli
z twego życia odchodzę.
**
Puszczam dłoń twoją..
bez żalu,bez gniewu, bez złości
odchodzę niechciany..
gdzie jeszcze nie wiem,
spalcie me serce i kości.
Dla oświeconej miłości,
przepraszam..
i swoich nie mogłem
nie zbrudzić.
* Yvet ** Mariusz Wyszkowski
Komentarze (6)
"skądś powiało chłodem" i z innej strony powieje
ciepłem
Pięknie, smutno...
piękna melancholia:) pozdrawiam
Ładny spacer,tylko szkoda,gdy miłość powoli odchodzi,
fajnie dopełniające się dwa wiersze.
Miłej niedzieli życzę:)
Piękna melancholia :)
Lepiej nie dawać zbędnej nadziei.