Spadaj!
Dziesiątka na tarczy, małe Colloseum,
ponad nim wznosi się wysoko
wieża poukładana z klocków
zalana polewą w czekoladowy monolit.
Drapacz chmur,
słodki lodzik wbity w zachmurzone usta
niebo się dławi
konstrukcja zaraz runie
na zjawy odessane z białkowej piany
udające rozczarowanych widzów,
akustyk wyciszył ryk lwów i ludożerców
dobiegający z głośnika.
Spadam a miałem lecieć
szybuje w dół
z głową pełną stereo tchnienia,
Duch Święty bije się z myślami
uderzając o skronie,
ciśnie się na usta przez zgrzytające
zęby.
W sercu nosze przysięgę królewską
Nerona,
który tak mądrze dzielił i mnożył,
zmienił oblicze tej ziemi,
obiecał mi cyrk, moje małpy
i dobra zabawę z kciukami widowni,
miałem wzbudzać pożądanie nie swoich
myśli,
kończąc bolesne rozkosze, stopniować
napięcie,
taki BDSM mózgu, każdej jego części.
Spadł,
Szymon Mag leży roztrzaskany
na podgrzewanej płycie areny
zgubił ciało, nie czuje ciepła,
złamany kręgosłup, odwrócony krzyż,
zakopany, zmartwychwstał
dla byłych przyjaciół, kaleka
kieruje losem na wózku inwalidzkim.
Szymon inwalida, ojciec herezji
z niepełnosprawną nadzieja na zbawienie.
Piotr próbował już pomóc,
zniecierpliwiony krzyknął,
spadaj!
Komentarze (4)
Niejeden już krzyczał... "spadaj"!
Miłego wieczoru
Wiersz pełen refleksji nad wartością ludzkiego
istnienia. Ciekawie to ująłeś. Miło było przeczytać:)
Pozdrawiam:)
Ciekawe pozdrawiam
Śmiać się nie ma z czego
płakać za późno
tekst co najmniej dwuznaczny
pozdr.