Spółdzielnia w spółdzielni
Z piwnicy Nowaka jakiś smrodek wali,
jakby jabłka skisły albo ktoś coś palił.
Konsylium sąsiedzkie wnet się pojawiło,
i dogłębne śledztwo w wózkarni zrobiło.
Jeden stwierdził że to kartofle pogniły,
drugi rzekł że raczej słoiki się zbiły.
Trzeciemu zaś kabel z pralni nie pasuje
-
że na pewno sąsiad z prądem kombinuje.
Wreszcie winowajcę z mieszkania
ściągnęli,
bo dosyć hipotez różnorakich mieli.
Ten z lekką obawą prawdę im wyjawił,
i pięć flaszek bimbru rad nierad
postawił.
Teraz na osiedlu Spółdzielnia powstała,
co jak mała firma w bloku prężnie
działa.
Rencistka z parteru gorzałkę sprzedaje,
i każdy po równo działkę swą dostaje.
Interes jednakże niedługo się kręcił,
choć palacz jak wściekły całą dobę
pędził.
Szpicle z CBŚu zacier wywąchali,
i spółdzielcze mienie zarekwirowali.
Komentarze (24)
I tyle dobra się zmarnowało :-) haha fajnie napisane
:-)
szkoda tak dobrze się kręciło a źle się skończyło -
:-)
pozdrawiam
:))
To Ci historia :))
Fajny, lekki tekst - mimo użycia mało literackich słów
;)
Co za czasy... ale żeby tak zwalczać ekologię, to
barbarzyństwo, pozdrawiam serdecznie :)
Fajna satyra.
Pozdrawiam :)
;-))
Pozdrawiam :)
Kto mieczem walczy od miecz też ginie,
ale tam w spółdzielni, najlepiej po klinie.
Pozdrawiam Andrzeju.
Spoldzielcy siedza za kratami a charty pija
skonfiskowane litrami;)))
Pozdrawiam z uśmiechem
Dobry bimber lepszy od whisky :)
Fajny wiersz
Pozdrawiam z uśmiechem :*)