Spotkanie I (ze śmiercią)
Odwiedziła mnie
pewnej samotnej nocy
Odziana w szatę koloru
nocnego nieba
A jej oczy, gwiazdami
Migotliwie błyszczącymi
Jedno spojrzenie
wystarczyło, by mnie zniewolić
Wyciągnęła ku mnie
śnieżno-białą
dłoń
Starła wszystkie kryształowe
krople z mojej twarzy
Ukoiła ból
Wyleczyła rany
Pokazała drogę
Na kraniec świata
Istną przepaść
Między Ziemią a piekłem
Swoim słodkim szeptem oplotła
Wokół mej szyi
stryczek,
którego koniec miała
w drugiej, alabastrowej dłoni
Jeden krok-mówiła
Jeden krok dzieli Cię
od wolności
od wiecznego szczęścia...
Byłam, niczym w transie
Wszystko było...takie proste
Jeden krok-myślałam, a tak
wiele znaczy
Z zachwytu zaparło mi dech
I wtedy poczułam nagły lęk,
że to koniec
Czar prysł, a przed oczyma duszy
Migotały mi setki obrazów
jak w kalejdoskopie
Poczułam, że coś mnie dusi
Szamotałam się ze słowami
Zacnej damy w czerni
żeby na koniec krzyknąć jej
w bladą twarz
TO JESZCZE NIE MÓJ CZAS !!
..warto żyć dla takich dni..pełnych szczęścia... Cieszę się, że zrezygnowałam w dobrym momncie....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.