Stach Jubiler
W dalekim od Polski Bombaju
Do naszego pokoju w hotelu
O pięknej nazwie "Adżanta"
Zadzwonił ktoś znienacka.
Myślałem, że to był Polak.
A tu nagle - niespodzianka
Hindus mówiący polszczyzną.
Miał imię Stach - polskie.
Nazwisko również - Jubiler
Co u diabła jest tu grane,
Pomyślałem dłuższą chwilę.
Wpuściliśmy go do pokoju.
Chciał z nami "ubić" targu
Przed odlotem do Polski.
Jakieś rzeczy od nas kupić
Lub sprzedać nam biżuterię.
Polki znał prawie na wylot
A właściwie ich skłonności
Do pięknych sukien z Indii
Wywożonych stamtąd hurtem.
Na temat wierności Polek,
Nie miał dobrego mniemania
Zbyt chętnie się pozbywały
Swoich ślubnych obrączek.
Namówił nas na zakup złota.
Nie miał go jednak ze sobą,
Lecz w swoim własnym domu.
Na dole czekało już taxi,
Które miało nas przewieźć
W nieznane bliżej miejsce.
Istniało ryzyko porwania.
Chęć zakupu taniego złota
Zmarginalizowało tę obawę.
Dwóch delegatów stchórzyło.
Po złoto się nie wybrali.
Tylko ja i jeden inżynier
Poszliśmy wtedy na całość.
Źle chyba nie zrobiliśmy.
Do kraju z dalekich Indii
Z tanim złotem wróciliśmy.
Pozostali dwaj delegaci,
Też chyba nic nie stracili.
Oprócz wrażeń z podróży,
Do kraju przywieźli dolary.
Komentarze (16)
ciekawa opowieść dobrze się czyta pozdrawiam :)