Stos de Molaya
czyli o śmierci de Molaya, mistrza rycerzy świątynnych, poemat we dwudziestu pięciu strofach wierszem pisan ;)
Osiemnastego marca, wieczór,
Roku trzysta osiemnastego
Zebrała się ogromna ciżba,
Aby osądzić niewinnego.
„Któż człowiek, co, wiecie wy
może,
Wiodą go przed kata oblicze?
Zabójca? Złodziej?” „Czyż nie
wiecie?
To de Molay, templariusz, rycerz!”
„Cóż on winien, sługa
Świątyni?”
„Ja tego nie wiem, mnie nie pytaj,
Lecz papież, król i inkwizycja
Zowią go wszyscy heretykiem!"
„On jest heretyk?” „Nie,
to łgarstwo!
Większe są diabły Klemens, Filip!
Lecz cisza! Czekajmy, co powie
Jacques de Molay w ostatniej
chwili!”
Już Mistrza po paryskim rynku
Na stos wiodą inkwizytory.
Zęby w uśmiechu szczerzą Filip,
Nogaret i inne potwory.
Idą już! Lud lży, klnie i płacze.
Nachodzą czterej templariusze!
Twarze ich dumne, chmurne, harde;
Niestraszne ognie ni katusze!
Jacques, Hugo, dwóch Godfrydów –
Mistrze
Zakonu sławnego Świątyni
Stoją wyniośli jak królowie,
Wiedzą bowiem, że Bóg jest z nimi!
Zrzuca de Molay płaszcz swój biały
Z krzyżem, co ciosy odżenie,
I woła głosem wielkim: „Bauseant!
Nie dam ja płaszcza na spalenie!
Każdy templariusz wart jest setki
Innych rycerzy, wojowników!
Niechaj się nie waży szydzić nikt
Z nas – Grobu Pańskiego
strażników!
Dlatego wołam ja, Wielki Mistrz,
Wzywam wszystkich prawego serca:
Nie zwólcie, by na naszych skarbach
Rękę położył król-oszczerca!”
Wnet kat do słupa go przywiązał,
Lecz dłoni nie związuje mu, nie,
Bo rycerz w tej ostatniej chwili
Ręce do modlitwy złożyć chce.
I na stosie mężny de Molay
Trwa, w ciężkie zakuty okowy,
Kiedy zabójcy kładą u stóp
Mu okrutny płomień ogniowy.
Modły wznosi dobry Wielki Mistrz
Niepomny na żar, co go pali:
„Dozwól, Panie, niech mnie
posłyszą
Wszyscy: ci wielcy i ci mali.
Bóg wie, że niesłusznie konamy!
Lecz sprawiedliwy jest Ojciec nasz,
Więc, zły Filipie, nim rok minie,
Sam o tym dobrze się przekonasz!
O, Mario Panno, Nasza Pani,
Tobie żywoty nasze dane!
Zaprowadź nas do tronu Syna
Twego! Na wieki wieków. Amen!”
Tak skonał templariusz de Molay,
Bo choć ciało jego jeszcze płonie,
To dusze jego i tej trójki-
Stoją już przy Jezusa tronie.
Słońce zachodzi, poblask krwawy
Poprzez ciemne przebija chmury,
Nie wiada: to stos płonie jeszcze
Li słońca jeno blask ponury.
Nad miejscem kaźni zmrok zapada,
Ognisty żar z wolna zamiera,
Spłakany lud na stos się rzuca,
Szczątki jako relikwie zbiera.
Ciesz się, Filipie, bo niedługo
Już skra żywota twego świeci:
Nim ośm miesięcy upłynęło,
Czekał zły król w męczarniach śmierci.
Z siodła własny rumak go zrzucił,
Widać zwierz był dobrego serca.
Sparaliżowan, opuszczony
Umiera zły Król bez Rycerstwa.
Skonali też Nogaret, Floyran,
A Pelet został powieszony.
Umarł i chciwy Klemens Piąty,
Zapaleniem trzewi strawiony.
Przekroczył Filip progi śmierci,
Wnet go dopadli diabli wszyscy,
Na stos go w środku piekła wiodą
By płonął król ogniem wieczystym.
Patrzy król w górę i –o dziwo!
–
Widzi Tron Pański ze świętymi,
Co dobrzy byli chrześcijany,
i –de Molaya między nimi!
„Miserere!” jęczy nędzny
król.
„Nie!” tako mu templariusz
rzecze.
„Bóg dobre chwali, a złe karze.
Słusznie cierpisz, podły
człowiecze!”
Wymyślon i napisan w dzień gimnazjalnych testów kompetencyj Roku Pańskiego 2003. Non mihi, Domine, non mihi, sed nomini Tuo da gloriam.
Komentarze (1)
Jestem wielbicielką historii i książek historycznych.
O śmierci de Molay'a czytałam wielokrotnie, zarówno w
opracowaniach hist. jak i powieściach (np. "Królowie
przeklęci"). Serdecznie dziękuję za ten wiersz i
pozdrawiam :)