Struga
Wypłynęła kiedyś struga,
Spod kamienia mchem krytego.
Wiła się jak wstążka długa,
Nie wiadomo też, dlaczego.
Omijała miasta, wioski,
W lasach kryła swe zakola.
Nie poświęcał jej nikt troski,
Każdy z dala życie wolał.
Nurt spokojnie wiódł do przodu,
Tylko deszcz wzmagał wzburzenie.
Od dnia wschodu do zachodu,
Rzeczka wiodła swe istnienie.
Czasem rybak siadł na brzegu,
Rzucił wędką w wody tonie.
Nie wstrzymało to jej biegu,
To nie było rzeczki koniec.
Czasem dziecko dla ochłody,
Zanurzało swoje ciało.
Nie czyniło rzeczce szkody,
Daru szczęścia nie zabrało.
Aż nadeszła straszna chwila,
Ta najgorsza wśród zagrożeń.
Długa droga się skończyła,
Nadszedł czas by skoczyć w morze.
I tu koniec opowieści,
Trochę tkliwej, smutnej raczej.
Co tragedię wielką mieści,
Pełną wciąż mitycznych znaczeń.
Komentarze (3)
Bardzo urokliwy, poetycki opis...Pozdrawiam
serdecznie...
Początek i koniec życia jak w tej rzece, co zaczyna
swój bieg od kropel...
Piękna opowieść i dobre porównanie. Miło było
przeczytać. Pozdrawiam:)