Sumienie
Sumienie bywa darem...
Za każdym rogiem czai się,
Sumienie, które nigdy nie ustępuje.
Jest ze mną w noc i dzień,
Przypomina, gdy robię źle.
Jak pozbyć się tego kata?
Wielkim szczęściem jest go nie mieć.
Co ja mówię? To prawda?
Przecież potrzebne mi jest.
Lecz jeśli ma przypominać,
Rozstania, smutki i udręki,
Czemu mam wciąż cierpieć
Te wszystkie straszne męki?
Czemu los mnie tak skarał?
Czemu dał mi sumienie?
Przecież nie było to moim,
Żadnym, żadnym życzeniem,
Zapomnieć chcę wreszcie,
O przeszłości, co męczy,
Zapaść chcę w sen, nie obudzę się.
Może wreszcie spotkam,
Morfeusza, co z mych snów,
Zrobił katastrofę.
Odwdzięczyć się mu chcę,
Na zawsze zostać we śnie.
Nie odzyskasz mnie już nigdy,
Straciłeś, to twój wybór.
Lecz co ja mówię? Okłamuję się.
To ja, to ja odeszłam.
To okropne sumienie! Przypomina!
I tak z mym sumieniem zostaję,
Tutaj. Podróż ma krótka, więc idę.
Żegnaj...
...ale bywa też przekleństwem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.