Szósta rano /późną jesienią/
Pelerynę nocy czas w swój rulon zwija,
traktując ją niczym kurtynę w teatrze,
zaczyna się spektakl, jest szósta
godzina,
świat budzi się w ciszy, na akt pierwszy
patrzę.
Ciemnoszare chmury - to emocji fale -
zdziwione skąd kontur przybiera na
bieli,
jeszcze snem stulone kłębią się zuchwale
i burzą się gniewem, że je coś
rozdzieli.
Akt drugi nastąpił promykiem jutrzenki,
dostojnie po niebie błysnęła w fiolecie,
pogodziła chmury i uśmiechem wielkim
posypała różem nazbieranym w lecie.
Batutę do ręki wziął świt w akcie
trzecim,
rozkazał naturze wlać w życie nadzieję,
żeby dnia nie zgubić lampkę wiary
wzniecił.
Koniec przedstawienia, czas wracać, już
dnieje.
Komentarze (33)
Pięknie malujesz dnia wstawanie / Nagrodę ode mnie
dostaniesz :)
Poranek w trzech aktach...Pięknie:)
Pięknie namalowany obraz późno - jesiennego poranka.
Kompozycja pełna kolorów, dźwięków, uczuć i emocji...
Jestem pod wrażeniem Twojego pióra.