Tam gdzie noc
Szarość opętała zmęczone serce
wraz ze zrezygnowaniem złapała mnie za
dłoń
Każdy gest
wszystkie słowa
te wielkie jak Mount Everest
i te mniejsze
jak tutejsze pagórki
nie były prawdziwe
Teraz nie ma nikogo
by choć na chwilę
móc to wyprostować
J chodzę po suficie
patrzę na to wszystko
czy to moje życie
czy te pożółkłe fotografie
czy są prawdziwe ?
Zmęczoną dłonią chwytam
szklanego przyjaciela
po to by odejść
by wszystko zlało się w niewyraźną plamę
śmiech głupca
Odchodzę
tam gdzie noc
staje się pięknym dniem
Komentarze (4)
melancholijny, spokojny. podoba mi się bardzo.
Ładny wiersz, to trzecie czy wydaje się
zbędne.Pozdrawiam.
Smutne, że nie ma nikogo. Miejmy nadzieję, że jednak
się ktoś pojawi. Plusik za klimat i tekst. Pozdrawiam!
Ciekawy jest klimat tego wiersza.