Teoria sądów - (...Kant?)
Świat zawirował niespodziewanie,
siedziałem w kuchni - jedząc śniadanie
i proszę wierzyć mi… lub też nie,
udławiłbym się… nie wiedząc,
że…
że jeden mały przysłówek głupi
tak mnie porazi a wręcz udupi,
zaraz wyjaśnię w czym tkwi tu sedno
bo, rzecz istotna… nie wszystko
jedno.
Wróciłem rano z nocnej przechadzki,
spotkał mnie na niej, mój - totumfacki
i mówi… - witam, tu dobrodzieja
i, że jak pieniądz… jest i
nadzieja,
potem, że baba puszcza się jemu...
dopiero wyszedł… siedział w
więzieniu
- skąd przypuszczenie, że ci się
puszcza,
wszak… bez dowodów oskarża tłuszcza
?
a on mi na to… - ja tak a priori
- że co, spytałem… (chyba jest
chory),
więc ponowiłem swoje pytanie
licząc na rychłą odpowiedź na nie,
coś ty powiedział? - on, że - a
priori…
- takich we więźniu uczą teorii?
a on mi na to… - wierz pan lub
nie,
dam jej po gębie czy chce czy nie.
- Po gębie mówisz… obwiesiu jeden.
- Wszystko mi jedno… czy rok, czy
siedem…
- Ty!… taki, nie bądź znów cosa
nostra,
bo sprawa z tępej stanie się ostra
i miast spokoju ciała i ducha,
może rozpętać się zawierucha.
Wkurzył mnie cymbał - już nie na żarty,
gdy głupi pomysł - czynem poparty.
Pognałem zbója więc z przykazaniem,
by się ogarnął i z tym przesłaniem
do domu wrócił…
a bicie w gębę - rychło zarzucił.
Ta to historia - z akt Yardu wzięta,
tak mnie oplotła - jak woni mięta…
jak już mówiłem… gdy rano jadłem
tak mną rzuciła… mało nie spadłem
wprost na podłogę z mego siedziska,
nie rozbijając gdzieś o kant pyska,
godzina była… nie wiem…
dziewiąta?
ktoś na mnie zerka z mej kuchni kąta,
nie dość, że ledwo uszedłem z życiem,
zjawa w mej kuchni… jest nadużyciem,
więc pytam zjawę… - czym mogę
służyć?
by gościnności faktu nie zburzyć
a zjawa do mnie całkiem po ludzku
- jesteśmy w kraju, nie gdzieś - w
Irkucku,
możemy zatem bez ceregieli
rozwikłać wątek składowych bieli
- składowych bieli… szanowna
zjawo,
racz mnie oświecić… naprędce…
żwawo
bo jakoś słabo kojarzę teraz,
zwykle wnet łapię… choć bywa
nieraz,
że chociaż sprawa prosta jak cep,
to choćbyś walnął obuchem w łeb
nijak zrozumieć nie możesz tego,
o co chodziło… drogi kolego…
przepraszam zjawo… nie znam
imienia?
- Słuchaj - tak rzekła - to bez
znaczenia,
możesz mi mówić… Porządku rzeczy,
kto to usłyszy… ten nie
zaprzeczy…
- Tak więc… Porządku rzeczy - mój
drogi,
co cię sprowadza w me skromne progi?
- Muszę się przyznać - lonsdaleicie,
żem ci zwiastował swoje przybycie…
- Jasne! - herbata… Rzeczy
porządku,
podam ci zaraz… tak na początku.
- Herbaty?... no wiesz… tu mnie
przeceniasz
i zwiewność zjaw błędnie oceniasz.
- Ja tak a priori - wybacz… nie
chciałem...
to, z założenia… to powiedziałem.
- Ach! - z założenia… sam widzisz
teraz,
że to za mało… potrzeba nieraz
więcej zachodu… działań - z
następstwa,
dopiero wówczas czekaj zwycięstwa,
czyli po prostu z tego co wtórne
więcej dobrego a mniej co durne,
z tego co wtórne… wynika zatem,
tak na jesieni jak również latem,
że pierwej poznaj, wyciągnij wnioski,
później oceniaj… unikniesz
troski…
w tej samej chwili, wręcz w okamgnieniu,
Porządek rzeczy - zniknął gdzieś w
cieniu,
stałem zdumiony - on jeszcze
krzyknął…
- A posteriori! - i całkiem zniknął.
5:37 sobota, 17 lipca 2010 roku
Komentarze (22)
Wspaniałe wykorzystanie swojskiego języka, narracja
wciągająca, istota sprawy zatrzymuje refleksją, a więc
sporo znamion dobrej twórczości :) Pozdrawiam.
....porządek rzeczy w rzeczywistości wniosków
stosowanych.....;-))) pozdrawiam liści
szelestem.....;-)))
Przeczytałam jednym tchem. Wciagnęła mnie twoja
opowieść.
przeczytałam jednym tchem bo jakże inaczej, uśmiałam
się wspaniale, wnioski wyciągnęłam, a propo chyba nie
możesz spać ale to plus bo wiersz powstał przedni i
jeszcze jedno dziękuję za piękne zakończenie mojego
wiersza, za to buziaki przesyłam :))))))
Witaj, Niepokonany :)
Coś sobie tu sprytnie ukryłeś.
Dopóki sąd jest według siebie - to jeszcze można
posłużyć się darem przekonywania.
Kiedy sąd mas staje się moim, wyłącznie, to biada.
Nie wiem, czy wdrapałam się na najwyższą półkę Twego
wiersza, ale próbowałam :)
/Przyznaję się, podczytywałam sobie Ciebie cichutko
:)/
Pozdrawiam :)
Przypomniałeś mi o mojej konieczności przebrnięcia
przez imperatyw moralny Kanta na wykładach z filozofii
więc dobrze, ze to nie Kant. :) Tak długie wiersze
zawsze mnie trochę przerażają ale Twój przeczytałam
jednym tchem. Jest w nim i humor i morał ,,najpierw
poznaj, później oceniaj"-świetne i szkoda, że wielu
zaczyna od tego 2giego.
doskonała lektura z morałem - to nie kant :) nie lubię
długo, ale w takiej wciągającej, inteligentnej i
zabawnej formie słucha się autora z przyjemnością;
bogate, powoli zapominane słownictwo; pomysłowo i
mądrze wy(t)łuszczone przesłanie na niepochopne
ocenianie (lecz zmysłowe poznawanie); sprawdziłabym
"udławiłbym" i "okamgnieniu" (pewna błędów nie jestem,
zbyt rano:) pozdrawiam